Wywiad z Magdaleną Fularczyk

Jak długo trenuje Pani wioślarstwo?

Moja przygoda z wiosłami zaczęło się przez przypadek w szkole gimnazjalnej. Moja nauczycielka wychowania fizycznego namówiła mnie na trening. Uważała że mam to coś do wioseł. Długo nie chciałam iść nie byłam przekonana, ale jak już poszłam bardzo mi się spodobało i tak trenuję już dwanaście lat!!!

Dlaczego warto uprawiać tę dyscyplinę sportu?

Myślę że warto uprawiać tą dyscyplinę, gdyż jest ona bardzo rozwojowa. Nie jest skierowana tylko na jedną formę ruchu, tu się uprawia wszystko (rower, narty, basen, siłownia itp.). Nie tylko pływa się na wodzie. Do tego w wioślarstwie codzienne obcuje się z naturą – woda, las, góry… a także możliwość bywania w różnych miejscach na świecie podczas obozów i zawodów – to piękno tego sportu!

W jakich okolicznościach zaczęłyście pływać razem z Julią Michalską?

Z Julią znamy się już od czasów juniorskich lecz pierwsze wspólne starty rozpoczęłyśmy w młodzieżówce – w barwach klubowych podczas Mistrzostw Polski. Nasza przygoda w dwójce podwójnej w reprezentacji rozpoczęła się w 2009 roku, w sumie całkiem przez przypadek.

Trudno dopasować się dwóm zawodniczkom, aby pływać na światowym poziomie?

Myślę że jest to dość trudne patrząc szczególnie na to, iż z Julia jesteśmy odmiennej budowy ciała. Różni nas wzrost prawie 6 cm, a to dużo jak na dwójkę. Do tego trzeba dopasować warunki fizyczne, przygotowanie techniczne, własne parametry treningowe. Jest trochę czynników do zgrania i dużo pracy do wykonania… ale nam się jakoś udało. Może dzięki swojej wytrwałości i dobremu oku naszego Trenera Marcina Witkowskiego.

Media rozpisywały się, iż na Igrzyskach startowała Pani z silnym bólem pleców, a po wyścigu była pani tak wykończona, że zasłabła. Warto ryzykować utratę zdrowia dla medalu olimpijskiego?

Niestety w dzisiejszym świecie sportu trzeba wykrzesać z siebie bardzo dużo aby być w czołówce światowej. Żeby stanąć na podium Igrzysk Olimpijskich trzeba wspiąć się na szczyty swoich możliwości. Faktycznie trochę ryzykowałam swoje zdrowie, ale trzeba pamiętać, że nie pływam sama. Jestem odpowiedzialna za moją partnerkę, trenera i osoby nam pomagające. Pomyślałam o tym jak o ryzyku zawodowym, które występuje w każdym zawodzie. Nie mogłam pozwolić na to, by zaprzepaścić cztery lata ciężkiej pracy naszej ekipy… a było bardzo blisko aby tak się stało.

Na Igrzyskach Olimpijskich liczyłyście na medal, czy celem był po prostu dobry występ?

Podczas Igrzysk zależało nam na jak najlepszym występie, by dać z siebie wszystko, ale też nie będę owijać w bawełnę i powiem, że faktycznie liczyłyśmy na medal. Po to trenowałyśmy, przełamywałyśmy własne słabości. W końcu medal Igrzysk Olimpijskich to marzenie każdego sportowca.

Czy podczas przygotowań przychodziły chwile zwątpienia?

Tak. Oczywiście, że są momenty zwątpienia, zwłaszcza dla mnie takim momentem byłą śmierć mojego Taty na trzy miesiące przed Igrzyskami Olimpijskimi… Mojego największego kibica, który czekał na mój występ… Wówczas, w takich momentach, człowiekowi świat się wali i zastanawia się po co mu to wszystko… Na szczęście mogłam liczyć na wsparcie mojego narzeczonego, Juli, Trenera i rodziny. Gdyby nie oni myślę, że bym nie dała rady dokończyć przygotowań.

Czy występ na Igrzyskach Olimpijskich był stresujący, czy raczej kojarzy się z niezapomnianym przeżyciem?

Same Igrzyska, dla mnie, nie były czymś stresującym. Myślałam że będzie inaczej, w końcu to święto sportu które odbywa się raz na cztery lata, ale dla mnie były to zawody jak każde inne. Momentem stresującym był dzień przed finałem, kiedy to wyszłam moja kontuzja i start w finale stanął pod wielkim znakiem zapytania. Przyznam, że wtedy były bardzo duże nerwy.

Czy powalczycie o złoty medal olimpijski w Rio de Janeiro?

Zaczyna się nowe czterolecie do Igrzysk w Rio de Janeiro, a to długi okres czasu. Zobaczymy co nam przyniosą dni, jakie nowe rozwiązania, osady itp. Na pewno przed nami dużo ciężkiej pracy i jeszcze więcej cierpliwości i wytrwałości.

Czy to pani pierwsza wizyta w Ełku?

Niestety pierwsza, ale mam nadzieję że nie ostatnia. Zawsze o Ełku dużo słyszałam, ale same superlatywy, dlatego chciałam to przyjechać. Mam tu dużo znajomych z „rodziny” wioślarskiej, w końcu Ełk to taka kuźnia wioślarskich talentów.

Jakie Pani zdaniem warunki muszą być spełnione, aby w Ełku wioślarstwo było na wysokim poziomie?

Podstawowy warunek aby wioślarstwo w Ełku było na wysokim poziomie jest już spełniony – to piękne i duże jezioro, na którym można dobrze trenować. Do tego potrzebna jest dobra kadra trenerska. W Ełku jest bardzo obiecująca połączenie młodości z doświadczeniem, co daje zawsze cudowne możliwości do rozwoju. Następna ważna sprawa, o której trzeba pamiętać, to inwestycja w sprzęt (łódki, ergometry, sprzęt na siłownie itp.). Bez dobrej bazy treningowej ciężko przyciągnąć dzieci do trenowania, bo gdy jest sprzęt młodzi ludzie mogą dobrze trenować, startować i zbierać doświadczenie!

Na koniec chciałbym zapytać o Pani plany na przyszłość? Może jako trener wioślarstwa?

Moje plany na dzień dzisiejszy związane są ze startem w Rio de Janeiro, ale także ukończenie studiów i bycie szczęśliwym człowiekiem, który robi to co lubi. A plany na trochę dalszą przyszłość to pojawienie się potomstwa na świecie… a w życiu zawodowym myślę że i tak będę związana ze sportem, tylko jeszcze nie wiem jak.

 

Dzięki Sebastian za pomoc w przygotowaniu wywiadu!