Czy na pewno chodzi o przedszkola?

dzieciRadni miejscy w Ełku podjęli niedawno uchwałę, z której wynika, iż w pierwszej kolejności do ełckich przedszkoli będą przyjmowane dzieci z miasta. Wywołało to konflikt pomiędzy wójtem a prezydentem.

 

 Jaka jest prawda w tym sporze? Czy są jakieś rzeczowe argumenty, które mogłyby rozstrzygnąć o tym czyja jest racja w tym zamieszaniu?

 

To dyskryminacja dzieci ze wsi – protestuje wójt – to zemsta miasta za brak zgody na jego poszerzenie. To element wojny miasta z gminą.

 

To nieprawda. W ubiegłym roku prawie 400 dzieci z Ełku nie znalazło miejsca w przedszkolach, bo tych miejsc jest po prostu za mało. Musimy zatem wybrać jakieś priorytety – odpowiadają radni.

 

Cała sprawa dotyczy garstki około 60-cioro dzieci. Prawdopodobnie w większości przypadków są to dzieci rodziców pracujących w Ełku, którzy z różnych przyczyn mieszkają na obrzeżach miasta. Nie chodzi tutaj zapewne o dzieci rolników z gminy Ełk. Wiec to tak naprawdę dzieci miejskie – argumentują ci, którzy nie mogą pogodzić się z uchwałą radnych.

 

Trzeba uczciwie przyznać, iż porozumienie miedzy gminą i miastem było podpisane gdy w ełckich przedszkolach było dużo wolnych miejsc. Wówczas przyjmowaliśmy wszystkie dzieci, z gminy też. Teraz sytuacja uległa zmianie – utrzymuje strona prezydenta – radni miejscy podjęli decyzję wykonując swoje zadania, do których zostali powołani. Dbanie w pierwszej kolejności o mieszkańców miasta. Dzieci z terenów gminy powinny znaleźć miejsce w gminnych przedszkolach.

 

Po co były likwidowane przedszkola w Ełku skoro jest problem z miejscami dla dzieci. Dlaczego zlikwidowano przedszkole na ulicy Piłsudskiego, gdzie teraz przebywają urzędnicy miejscy? – dalej skarżą się przedstawiciele gminy.

 

Przedszkole zlikwidowano 7 lat temu. Wówczas to mówiło się o niżu demograficznym – odpowiadają urzędnicy.

 

Po co tyle wydawać na promocję, za te pieniądze można by utrzymać niejedno przedszkole? – kolejny głos oburzonych rodziców, których to dotyczy.

 

Niech wójt zrobi przedszkola gminne. To jego obowiązek. Radni miejscy spełnili swój wobec miasta, niech on spełni swój wobec gminy – to kolejny głos z ełckiego magistratu.

 

I spełnię – denerwuje się wójt – już niedługo powstaną przedszkola i oddziały przedszkolne na terenach gminy Ełk.

 

Czemu tak późno? Gdzie był wójt przez ostatnie 3 lata? – trwa wymiana zdań.

 

Ciekawy jestem czy wójt w ogóle utworzy te placówki? – dodaje jeden z radnych – chce je utrzymać za 300 tysięcy złotych. Miasto na ten cel dokłada 7 milionów złotych. To kiełbasa wyborcza, nigdy nie dotrzyma słowa.

 

Wójt postępuje co najmniej nieetycznie – dodaje inny – jak osoba zajmująca stanowisko publiczne może nawoływać do tego, aby naginać prawo? – ma na myśli słowa dotyczące przemeldowania dzieci.

 

Jak można być tak bezdusznym. Niektóre dzieci są bardzo zżyte z kolegami i koleżankami, z panią z przedszkola. I co mamy teraz im powiedzieć? Że nie mogą dalej chodzić do swojego ulubionego przedszkola, bo są gorsze od dzieci z miasta? – brzmi to jak krzyk rozpaczy.

 

Pojawiają się plotki – to miasto musi płacić za dzieci z gminy! – są nieprawdziwe, za uczęszczanie dzieci do miejskiego przedszkola płaci budżet gminy i rodzice.

 

Ełcki konflikt pokazała w programie Prosto z Polski telewizja TVN24. Szkoda tylko, że problem naświetliła tak jednostronnie. Dało się wyczuć poszukiwanie sensacji: gdzieś w Ełku ktoś mści się na kimś kosztem biednych dzieci. Chyba nie na tym polega obiektywne i profesjonalne dziennikarstwo.

 

Obie strony mają swoje racje, obie strony konfliktu powinny rozmawiać, aby wspólnie rozwiązać ten problem. Niestety w tym całym zamieszaniu wyraźnie czuć smrodek kampanii wyborczej.

Fot: Onet.pl