Nienawiść prezesa

Patrząc jak zachowuje się lider jednej z partii wszyscy obserwatorzy sceny politycznej łapią się za głowę i zadają sobie pytanie, jaki cel chce w ten sposób osiągnąć.

Prezes żyje niezrozumiałą nienawiścią, rzuca na lewo i prawo oskarżenia, pała chęcią zemsty. Próbuje rozpętać wojnę polsko – polską, o której jeszcze nie tak dawno mówił, iż chce ją definitywnie zakończyć.

 

Publicysta o pseudonimie Agnostikos piszący na stronach Salonu 24 pisze: Jest już w stanie klinicznej paranoi, albo cynicznie gra nad podbijaniem benbenka emocji swoich (tych najbardziej tępych) sympatyków i  budzenia nienawiści do „wybranego przypadkiem” Prezydenta Polski. Jak słusznie zauważa, pierwszym na liście jego wrogów jest Bronisław Komorowski, o którym mówi się per „pan Komorowski”. Tylko w ciągu ostatnich kilku dni rzucił na obecnego prezydenta tyle oskarżeń, ile żaden inny polityk nie wysłuchuje często przez lata. Wini go m.in. o „wojnę o krzyż”, że wprowadza zapateryzm, twierdzi iż Komorowski został wybrany prezydentem Polski przez duże nieporozumienie. 

 

Co gorsza sugeruje jego udział w „zamachu i śmierci poprzedniego prezydenta”. Cytując przekręconą i wyrwaną z kontekstu wypowiedź Komorowskiego wygłoszoną w 2009 roku w RMF FM: Przyjdą może wybory prezydenckie, albo prezydent będzie gdzieś leciał i to się wszystko zmieni, sugeruje iż są osoby, które mogły mieć wiedzę o katastrofie na rok przed jej zdarzeniem, a jedną z tych osób jest były marszałek. Przypomnijmy, że ówczesny marszałek Sejmu mówił o kłopotach z blokowaniem nominacji ambasadorskich przez Lecha Kaczyńskiego. I o tym, że Andrzeja Krawczyka awansowano z chargé d’affaires na ambasadora Polski na Słowacji, dopiero gdy miał tam polecieć z wizytą prezydent Kaczyński.

 

Redaktor naczelny „Rzeczpospolitej” Paweł Lisicki, dotychczas niezwykle życzliwy prezesowi i jego partii tak pisze o nagłej jego zmianie: Występuje prezes w roli jedynego sprawiedliwego, sędziego cudzych sumień, niezłomnego obrońcy prawdy o Smoleńsku. Jak zatem wytłumaczyć fakt, że przez kilka miesięcy głoszenie owej prawdy zawiesił na kołku? Mam wrażenie, że prezes nie wspominał o obecnych oskarżeniach wobec rządu i Bronisława Komorowskiego z wyrachowania. Albo sam zrozumiał, albo też dał się przekonać, że dla zdobycia władzy musi posługiwać się innym, łagodnym językiem. Czy to nie oportunizm? A może gorsza od niego obłuda?

 

Prezes nie poprzestaje na oskarżeniach, jak zwykle straszy. Ostatnio wizją Polski – oczywiście taką, jeżeli władzę sprawować będzie obecny rząd lub SLD.  Mówi, że polityka Tuska prowadzi do pozbycia się naszej suwerenności, że Polacy nie będą narodem, tylko ludnością mówiącą mieszaniną języka polskiego i angielskiego. Cytując prezesa: za sto lat Polacy będą ludnością szczęśliwą, na poziomie przedszkolaków.

 

Jaka jest przyczyna takiego zachowania?

 

Marek Siwiec na swoim blogu pisze: Trzeba, żeby ktoś z doskonale wychowanych i poprawnych politycznie mędrców w Platformie Obywatelskiej dostrzegł prostą prawdę: prezes zieje nienawiścią i frustracją z powodu przegranych wyborów prezydenckich. Nie przez śmierć brata, ale przez porażkę wyborczą, bo do wyborów był inny.

 

Wielu publicystów politycznych myśli jednak inaczej i jest wyjątkowo zgodnych – tu już nie chodzi o cele polityczne. Go nie obchodzi Polska, bo nie obchodzi go nawet jego własna partia. Liczy się już tylko pamięć po jego bracie. Nie ta prawdziwa – prezydenta słabego, zagubionego, spełniającego wolę tylko jednej opcji politycznej – ale ta wymyślona przez bliźniaka, warta bohaterów narodowych, poległych w wyniku zdrady i zamachu, który spoczywa w towarzystwie króli na Wawelu.