Jak oszczędzać w oświacie?

Gdy samorządy zarzucają ministerstwu, że przekazują zbyt małą subwencję oświatową, zazwyczaj słyszą, iż mamy kryzys, wszystkim jest ciężko, a jeśli nie starcza, znaczy że jest zła sieć szkolna. Inaczej mówiąc – jak wam ciężko nie ma wyjścia, trzeba zamykać szkoły.

W br. ma być zamkniętych aż 800 szkół (według wyliczeń ZNP nawet 1.000!). Nie ma więc nic dziwnego, że samorządy nie zastanawiają się już „czy”, tylko które szkoły zamykać.

Aby dokonać właściwego wyboru próbują obiektywnie wyliczyć, które są nierentowne i najsłabsze. Niestety nie zawsze jest to takie jednoznaczne, która ze szkól w mieście, powiecie jest najsłabsza. Są takie do których trzeba dużo dokładać, ale mają świetnie wyniki nauczania, aktywnych nauczycieli i uczniów. Inne mizernie uczą, ale nie wymagają dodatkowych funduszy z budżetu samorządu, gdyż subwencja w zupełności im wystarcza.

Dodatkowy kłopot przy podjęciu tego typu decyzji to jej wątpliwa popularność. Likwidacja szkoły wywołuje zawsze opór społeczny. Na to nie ma siły. Obojętnie jak dobrze urzędnicy przygotują się do likwidacji szkoły, jak dobrze to uargumentują i „sprzedają” w mediach, zagrożeni utratą pracy dyrektorzy i nauczyciele nie ustąpią tak łatwo. Strach przed bezrobociem jest bardzo silny i mało kto wierzy w obietnice urzędników, że nikt na tym nie ucierpi. Takie są po prostu realia.

Czy można zatem oszczędzać w oświacie bez likwidacji szkół?

Wydatki oświatowe dzielą się z grubsza na dwie części: rzeczową i płacową. Te rzeczowe związane z utrzymaniem szkół stanowią znacznie mniejszą część. To jedynie 15-20% wszystkich kosztów. Niewiele zatem można zaoszczędzić kupując tańszą kredę, węgiel do kotłowni, czy zminejszając koszty usług.

To oczywiście nie znaczy, że nie warto na tym oszczędzać. Pytanie, jak? Analizy robione w Starostwie Powiatowym w Ełku pokazują chociażby, że taniej jest zatrudnić firmę sprzątającą, niż zatrudniać personel sprzątający. Warto też inwestować w termomodernizację oraz rozwiązania oszczędzające i kontrolujące zużywaną energię. Są gminy, w których dyrekcje szkół zostały zobligowane do skrupulatnego badania temperatury panującej w placówkach. Na noc grzejniki mają być przykręcane, ale oczywiście nie za mocno, żeby rano nie trzeba było zbyt intensywnie grzać. Podobnie w weekendy i święta.

Inną sprawą jest też obrotność dyrektorów w uzyskiwaniu dodatkowych wpływów: wynajem sali gimnastycznych, pozyskiwanie sponsorów wstawiającyh np. okna i drzwi, czy płacących za możliwość reklamy na terenie placówki. Niektórzy dyrektorzy umieją sobie z tym radzić inni dalej lepiej czują się w roli nauczycieli niż menedżerów … ale to oddzielny temat.

Płace stanowią zdecydowaną większość kosztów, i niestety samorządy nie mają wpływu na wysokość wynagrodzenia zasadniczego nauczycieli. Czy zatem sprawa jest beznadziejna? Niekoniecznie. Przykładem jest chociażby ełckie Zespół Szkół nr 2 im. K.K. Baczńskiego do którego w ubiegłym roku nie trzeba było dopłacać – w szkole otrzymana subwencja była aż o 267 tys. zł wyższa od kosztów! Nawet jeśli na uzyskanie takiej nadwyżki miały wpływ wyjątkowo sprzyjające okoliczności, to i tak udowadnia to tezę, że można tak zarządzać szkołą, żeby samorząd na tym nie ucierpiał.

Co zatem można zrobić?

Po pierwsze przekonać nauczycieli emerytów aby ustąpili miejsca absolwentom. Obecnie młody nauczyciel ma małe szanse na znalezienie pracy, gdyż etaty często zajmowane są przez starszych kolegów, którzy ani myślą iść na zasłużony odpoczynek. Polskie szkoły często stają się „enklawami staruszków”. To pewna niesprawiedliwość społeczna, bo ci starsi mają zapewnioną emerytrę, więc i utrzymanie – ci młodsi często siedzą na bezrobociu bez zasiłku. No dobrze, ale artykuł miał być o oszczędzaniu kosztów, a nie walce z bezrobociem. Jak zatem jak do oszczędzania ma się zastąpienie jednego nauczyciela drugim, tyle że trochę młodszym? Ano tak, że emerytowany nauczyciel jest zazwyczaj znacznie wyżej w hierarchi zawodowej. Są nauczycielami dyplomowanymi, mianowanymi, którzy zarabiają więcej niż nauczyciel kontraktowy czy stażysta.

Następnym sposobem szukania oszczędności, według znawców tematu, jest łączenie klas. Dwie klasy 12 osobowe kosztują dwukrotnie więcej niż jedna dwudziestocztero osobowa. Dlaczego? Dodatkowe oddziały (klasy) to dodatkowo zatrudnieni nauczyciele. Przelicznik jest prosty. Jeden oddział – dwóch nauczycieli. Niestety łączenie klas oznacza zwalnianie nauczycieli, ale na demografię nie ma siły. Niż demograficzny już sieje spustoszenie w szkołach.

Specjaliści proponują także maksymalizację godzin ponadwymiarowych, tak aby nauczyciel pracował powiedzmy półtora etatu, a nie goły etat. Oczywiście sprowadza się to do dalszego ograniczania zatrudnienia. Aby „nie bolało” warto zatem taki proces przeprowadzać stopniowo – nie zatrudniać, gdy z jakichś względów odchodzi ze szkoły jakiś nauczyciel. Wszystko dobrze, tylko co powiedzieć tym bezrobotnym?

W wielkich korporacjach, zwłaszcza takich, które mają oddziały rozrzucone w wielu miejscach tworzy się tzw. centra obsługi – np. obsługi księgowej. To nie tylko wygoda, bo łatwiej można mieć wszystko pod kontrolą, ale także znaczna oszczędność kosztów. Samorząd, który ma wiele jednostek podległych trochę przypomina taką korporację. Co mam na myśli? Każda placówka oświatowa ma swoją administrację, zostańmy dla przykładu przy księgowości. Myślę, że księgowe zatrudnione w jednosce samorządu terytorialnego bez problemu poradziłaby sobie także z obsługą kont księgowych szkoły. Trzeba by było tylko zainwestować w odpowiedni jednolity program komputerowy, przeszkolić pracowników i nic nie stoi na przeszkodzie, aby takie centrum działało bez większych problemów.

Co jeszcze? Gmina Mysłowice obniży o 20 proc. dyrektorom szkół dodatki motywacyjne, a Gliwice i inne miasta przykręcają kurek z nauczycielskimi urlopami zdrowotnymi. Znikają szkolne stołówki, a posiłki przygotują firmy kateringowe. Przykład warszawskiej dzielnicy Wola dowodzi, że to się opłaca. W 2011 r. zlikwidowała ona stołówki w 12 podstawówkach i 7 gimnazjach. Według wyliczeń urzędników zaoszczędzono prawie 2 mln zł.

Gminy szukają oszczędności, uszczelniając płatności. Stolica wprowadza jednolity system elektroniczny obsługujący dotacje dla szkół niepublicznych, co uniemożliwi m.in. podwójną dopłatę do tego samego ucznia. Budżety samorządów podreperują też sześciolatki. Gminy będą zachęcać rodziców do wysyłania ich do szkół, tworząc dobre warunki, bo dzięki temu dostaną rządową subwencję.

Można oszczędzać jeszcze brutalniej. Likwidować np. bibliotekę szkolną, czy świetlicę, a ich zadania przekazać do placówek miejskich albo powiatowych … tylko pytanie do czego to doprowadzi?