Hanka zostaje

znaczekO referendach pisałem niedawno w artykule Referendalny szał, więc nie ma sensu się powtarzać. Warto jednak zwrócić uwagę na fakt, iż referendum było rozpoczęciem długiej kampanii wyborczej, rozgrzewką wyborczą i to na koszt mieszkańców Warszawy. Dla każdej partii taki sponsor to rzecz bezcenna.

W czasie kampanii przedreferendalnej po raz pierwszy tak szeroko można było usłyszeć o Warszawskiej Wspólnocie Samorządowej. To trochę dziwaczny alians kilkudziesięciu radnych warszawskich, byłych polityków PO, PiS oraz lokalnych komitetów. W przyszłorocznych warszawskich wyborach, jeśli się nie skłócą, mogą sprawić niespodziankę. Referendum dało im możliwość niebywałej promocji, niemożliwej bez tego całego zamieszania. Tym bardziej, że ich liderowi, Piotrowi Guziałowi, chyba nie chodzi już tylko o lokalne wybory. Chce dużo więcej i po to m.in. było to referendum – aby wypromować się – co zresztą świetnie się udało. Jest już kojarzony i rozpoznawalny nie tylko w Ursynowie.

Niestety kampania referendalna pokazała jednocześnie jak bardzo był on nieistotny i „mały” w zetknięciu z machiną partyjną. Guział i inne drobne partyjki zostali bezwzględnie wykorzystani, szczególnie przez PiS, a ich pokrzykiwania przez jakiś czas zupełnie nie były słyszalne. Wynik warszawskiego referendum podtrzymał i udowodnił dominację mechanizmu, który od lat napędza polską politykę, swoisty duopol, który zawładnął całą sceną polityczną.

Także dla Platformy referendum miało być datą graniczną spadku poparcia. Momentem rozpoczęcia kampanii, chwilą odrodzenia po ostatnich, może mało ważnych, ale jednak prestiżowych porażkach wyborczych. I to się trochę udało. Trochę, bo trudno odtrąbić sukces, gdy naprawdę niewiele zabrakło do odwołania pani prezydent. Owszem, strategia partii okazała się skuteczna, skutecznie pomógł jej też PiS, ale nie rozwiązuje to problemów Platformy i samo nawet udane referendum ich nie rozwiąże. Bez aktywnych działań, które jak pokazała Hanka w Warszawie, są możliwe, Platforma nie odzyska poparcia jakie miała jeszcze nie tak dawno. I może przegrać następne wybory. Czas zatem brać się do roboty.

Dużo do myślenia ma także PiS. Partia ta mimo znacznego zaangażowania dosłownie „odbiła się od Warszawy” zdobywając mniej głosów, niż prezes Kaczyński w ostatnich wyborach prezydenckich. W ich wykonaniu słyszymy teraz typowe dla tej partii „gadki” o sukcesie, przeplatane jęczeniem o spiskach wrednych mediów, co moim zdaniem tylko potwierdza rozczarowanie i poczucie porażki.

Projekt Gliński, po raz kolejny okazuje się dużym niewypałem – nie dość że jest kandydatem pozbawionym jakichkolwiek szans (co pokazały preferencje Warszawiaków), to jeszcze wyjątkowo marudnym. Jarosław ma przez to problem – stawianie na ostrą wyrazistą retorykę wspieraną Macierewiczem i Hofmanem cementuje jego elektorat, ale cementuje na poziomie nie dającym szans na władzę. Wywalenie Hofmana, zastąpienie go Bielanem i dalsze pchanie kandydata technicznego może i poprawi sondaże, ale chyba nikt nie ma złudzeń, że z takim kandydatem potem w wyborach czekać ich będzie raczej kolejne rozczarowanie. Tak źle i tak nie dobrze.