Rozmowa z Bartłomiejem Koniecko, prezesem UKS „RONA 03” Ełk

bartek konieckoSkąd pomysł utworzenia Rony?

Było nas trzech: ja, Jakub Golak i Marcin Ryszkiewicz. Wszyscy graliśmy w piłkę w Mazurze Ełk, to ten klub nas wychował. Po szkole, studiach wróciliśmy do Ełku i nie wyobrażaliśmy sobie życia bez piłki nożnej. Mogliśmy zarabiać inaczej, ale piłka musiała być w naszym życiu. Chcieliśmy poświęcić się pracy trenerskiej. Zamierzaliśmy trenować dzieci i młodzież.

Na początku zgłosiliśmy się do Mazura Ełk, gdzie chcieliśmy prowadzić sekcję piłkarską dla najmłodszych dzieci. To było coś nowego. Kiedyś nikt nie widział potrzeby prowadzenia grup dziecięcych, niestety w Mazurze też nie. Władze klubu wolały inwestować w „dorosłą” piłkę, w drużynę seniorską.

Podcięło Wam to „skrzydła”?

Nie tak łatwo nas zniechęcić. Poza tym mieliśmy szczęście, że znaliśmy Tomka Zajkowskiego, człowieka, który kochał piłkę nożną tak jak my. Miał własną, całkiem dobrze prosperującą działalność gospodarczą i zobowiązał się w miarę swoich możliwości nam pomagać. Zawsze możemy liczyć na jego wsparcie.

Tak się zaczęło… byliśmy ambitni, zdeterminowani i chcieliśmy stworzyć klub, jakie powstają na świecie, który będzie działał profesjonalnie i nowocześnie. Wierzyliśmy, że jeśli zaangażujemy rodziców, to na pewno wszystko się uda i Ełk doczeka się naprawdę dobrych piłkarzy. I udało się… Nasza czwóra stworzyła pierwszy zarząd klubu.

Mieliście jakieś doświadczenie w funkcjonowaniu akademii piłkarskiej?

Akademie piłkarskie – jaką chcieliśmy stworzyć – Istniały tylko w największych miastach przy dobrych, zazwyczaj pierwszoligowych klubach. Mieliśmy zatem, powiedzmy, ogólne pojęcie o ich funkcjonowaniu, bardziej teoretyczne niż praktyczne.

Teraz czasy się zmieniły. Szkółki powstają jak „grzyby po deszczu” i niewątpliwie wpływ na to mają Orliki. Kiedyś zaczynało się grać w piłkę w wieku juniorskim, dzieci się nie szkoliło, same z rówieśnikami kopały piłkę na osiedlach. Teraz trenuje się już bardzo małych chłopców.

Jakie były początki klubu?

Treningi przeprowadziliśmy na boisku w wojsku. Pierwszą grupę dzieci „nazbieraliśmy” sami – chodziliśmy po szkołach, zachęcaliśmy, prosiliśmy… dobrze, że dyrektorzy szkół i nauczyciele odnosili się do nas z sympatią i życzliwością. Na pierwszym treningu pojawiło się blisko sześćdziesiąt dzieci. Było nas trzech do trenowania, więc staraliśmy się podzielić dzieci mniej więcej rocznikami na trzy grupy. Pierwszym rocznikiem Rony były dzieci urodzone w 1993 roku (wówczas dziesięciolatkowie).

Oficjalne rozpoczęcie działalności Rony to marzec 2004 roku, ale już rok wcześniej byliśmy bardzo zaangażowani w tworzenie drużyny. W grudniu 2003 roku zrobiliśmy pierwszy nabór, tak aby wiosną mieć wszystko dopięte na ostatni guzik.

Skąd mieliście fundusze na rozpoczęcie swojej działalności?

W wojsku nie ponosiliśmy opłat za wynajęcie boiska. Całe szczęście, bo nie stać nas było na wynajem. Na początku byliśmy zmuszeni szukać takich boisk, na których można było trenować za darmo. Oprócz boiska wojskowego mogliśmy grać także na „Chemiaku”, ale tam najpierw trzeba było skosić trawę. Poza tym, czasami za udostępnienie boiska musieliśmy wykonać drobne prace remontowe – pomalować płot, zamurować jakiejś dziury. Muszę przyznać, że w takich sytuacjach zawsze mogliśmy liczyć na pomoc rodziców dzieci.

Warto podkreślić, że Rona przetrwała ciężkie początkowe czasy i istnieje dziś w takim kształcie dzięki zaangażowaniu rodziców naszych piłkarzy. Oni także od początku wspierają finansowo klub płacąc składki.

Założyliście sobie jakiś cel? Na przykład po trzech latach wygrywamy ligę wojewódzką…

Na początku nie myśleliśmy o grze w jakichś ligach. Chcieliśmy zacząć spokojnie, zebrać grupę dzieci i zobaczyć co potrafią oraz jaki mają potencjał i możliwości rozwoju.

Na początku było was tylko trzech, a ilu jest obecnie trenerów?

Obecnie w Ronie jest dwunastu trenerów. To ludzie, którzy kochają piłkę nożną i dla niej są skłonni zrobić bardzo wiele. Nikt nie trafia do Rony z przypadku. Osobiście ich obserwuję – wybieram i zachęcam do pracy z dziećmi. Żaden z trenerów nie jest tutaj dla pieniędzy, gdzie indziej mógłby zarobić więcej, ale jest z nami, bo może poświęcić się swojej pasji.

Ważne jest dla mnie, aby trenerzy musieli wyłącznie dbać o przeprowadzenie treningu. Często trenerzy w klubach więcej czasu i energii poświęcają na szukanie sponsorów, środka transportu na mecz niż pracę z zawodnikiem. W Ronie od tego jest zarząd klubu, aby wszystko „grało” jak należy.

Aktualnie w Ronie mamy jedenaście grup wiekowych. Każdy trener ma swoją grupę. Dwunasty trener zajmuje się wyłącznie pracą z bramkarzami.

Na początku, gdy było nas tylko trzech, każdy miał swoją grupę i własną wizję pracy. Jeden drugiemu niczego nie narzucał, nie wtrącał się, nie pouczał. Każdy z nas miał i doświadczenie zdobyte na boisku piłkarskim i wiedzę trenerską nabytą na studiach i odpowiednich kursach.

Jednak z czasem, gdy nabieraliśmy doświadczenia, coraz częściej wymienialiśmy się swoimi uwagami, zaczynaliśmy się uzupełniać, szukać nowych rozwiązań. Staraliśmy się ciągle uczyć i poprawiać swój warsztat trenerski. To bardzo ważne, aby trenerzy byli profesjonalnie przygotowani do swojej roli. Aktualnie w klubie wszyscy trenerzy mają odpowiednie „papiery” uprawniające do trenowania piłki nożnej i do pracy z dziećmi. Co miesiąc organizujemy spotkania robocze, na których omawiamy, analizujemy grę poszczególnych drużyn i zawodników, wymieniamy się doświadczeniami i spostrzeżeniami. Planujemy także wspólnie dalsze działania.

Praca z dziećmi to nie tylko trening ale także praca pedagogiczna. Jak sobie z tym radzicie?

To prawda, że nasza praca nie ogranicza się tylko do trenowania piłki nożnej. Staramy się wychowywać dzieci i liczymy na wsparcie ze strony rodziców w postaci przede wszystkim zaufania. Zapewniam, że każde dziecko jest ważne i wnikliwie obserwowane przez trenerów, którzy wiedzą na co je stać. Jeśli czują, że sobie poradzi w oficjalnym meczu, poślą go do gry.

Ważny jest także rozwój psychiczny drużyn. Dzieci ławo mogą się zniechęcić jeśli zaczynają od dotkliwych porażek. Musimy więc na każdym kroku tłumaczyć, że porażki to nic złego, że są czasem potrzebne. Staramy się docierać do każdego i motywować ich do jeszcze cięższej pracy, bo tylko w ten sposób można osiągnąć sukces.

Czy trenowanie dzieci jest trudniejsze niż trenowanie młodzieży i dorosłych?

Praca z dziećmi jest specyficzna. Nie da się tylko biegać za piłką i z nią ćwiczyć. Z dziećmi jest więcej gier, zabaw i zajęć ogólnorozwojowych. Nawet jak ćwiczymy aerobik czy przeprowadzamy trening motoryczny, to musimy zawierać w nich elementy zabawy. Staramy się bardzo urozmaicać treningi, aby dzieci rozwijały się wszechstronnie.

Ponadto z dziećmi trzeba często i dużo rozmawiać, niejednokrotnie na tematy kompletnie niezwiązane z piłka nożną oraz opowiadać jakieś historie, które zaciekawią, zainspirują i przerwą „nudę” treningu.

Trenujecie dzieci a co dalej, gdy dorastają? Nie macie przecież drużyny seniorskiej. Zawodnicy przechodzą do Mazura czy Płomienia?

Na razie nie doczekaliśmy się takiej sytuacji. Nasza najstarsza grupa to siedemnastolatkowie, więc zostało im jeszcze co najmniej rok grania w drużynie juniorskiej. Ale muszę się pochwalić, że część chłopaków ma już zagwarantowane miejsce w innych drużynach – głównie w Płomieniu Ełk oraz w drużynie z Białej Piskiej. Kilku z nich jest ciągle obserwowanych przez scoutów Jagiellonii Białystok i Legii Warszawa – co z tego wyjdzie – zobaczymy. Oczywiście zależy nam, aby chłopcy trafili do jak najwyższych rozgrywek ligowych. Tylko wówczas będą mogli się dalej rozwijać.

Z piłki nożnej, grając w wyższych ligach, da się spokojnie żyć. Nawet w III lidze, z tego co się orientuję, chyba tylko jeden z zawodników pracuje dodatkowo zarobkowo, pozostali mają pieniądze z klubu. Oczywiście nie są to żadne „kokosy”, ale zawsze to coś. Dlatego warto grać w piłkę nożną, po skończeniu edukacji w Ronie.

Rozumiem zatem, że nie planujecie w Ronie stworzenia drużyny seniorskiej?

Nie. Na to potrzeba dużo większych pieniędzy i możliwości organizacyjnych. Dziecięce drużyny mogą utrzymywać się od biedy ze składek rodziców. Drużyny seniorskie potrzebują zamożnych sponsorów.

Poza tym w Ełku są już dwa kluby i myślę, że wystarczy. Dobrze by było, aby one się dalej rozwijały i grały w coraz wyższych ligach.

Jesteście partnerem jednej z najlepszych drużyn w Polsce – Legii Warszawa. Jak wygląda współpraca z tym klubem?

Mamy z nimi podpisaną formalną umowę o współpracy, na podstawie której Legia pomaga nam w wielu sprawach. Przede wszystkim możemy bezpłatnie uczestniczyć w szkoleniach dla trenerów organizowanych przez klub w Warszawie. Niezwykle ważne jest to, że mamy również bezpłatny dostęp do ich lekarzy. Jeżeli ktoś z naszych zawodników odniesie kontuzję, co się przecież zdarza, lepiej jest nam jechać do Warszawy na konsultacje niż leczyć się w Ełku. Lekarze Legii specjalizują się w tego typu urazach i skuteczniej raczą sobie z leczeniem i rehabilitacją piłkarzy.

Mamy także możliwość wchodzenia za darmo na mecze ekstraklasy na stadionie Legii. Rodzice, którzy jadą z nami do Warszawy, też wchodzą na mecz za darmo. Ponadto, Legia przekazuje nam od czasu do czasu jakieś piłki…

Bardzo istotne jest przekazywane nam doświadczenie w prowadzeniu akademii piłkarskiej. Legia liczy się w Polsce w każdej kategorii wiekowej od wielu już lat, klub jest doinwestowany, działa profesjonalnie. Ich doświadczenia są bardzo cenne dla Rony, która tak naprawdę ciągle jeszcze „raczkuje”. Dotychczasowy dyrektor sportowy akademii piłkarskiej Legii Warszawa, Jacek Mazurek, wielokrotnie przyjeżdżał do nas, oglądał nasze mecze i pomagał w wielu sprawach.

Warszawski klub wprowadził niedawno tzw. odznaki współpracy: złotą, srebrną i brązową. Stoją za nimi ściśle określone kryteria, jakie musi spełnić klub chcący współpracować z Legią. Przykładowo, jeśli chcemy uzyskać brązową odznakę, to musimy mieć dwóch trenerów drugiej klasy sportowej, własne boisko itd. Jeżeli spełnimy te kryteria to będziemy mogli liczyć na dofinansowanie od Legii. W przypadku odznaki brązowej, która jest w zasięgu Rony, mamy szansę na 30 tysięcy złotych rocznie.

Jednym z kryteriów jest wspomniane przed chwilą własne boisko. Wydaje mi się, że Rona już je ma …

To prawda. W czasie, gdy prezydentem Ełku był Janusz Nowakowski, udało nam się uzyskać prawo do korzystania z boiska przy ulicy Sportowej. To stary stadion Mazura Ełk. Przez 99 lat będziemy mogli traktować je jak własne. Pamiętam, że sprawę załatwiono bardzo sprawnie. Zbliżały się wybory samorządowe – były w październiku, we wrześniu podpisaliśmy wszystkie niezbędne dokumenty.

Trudno było nazwać to miejsce boiskiem. Do tej pory nie możemy na nim trenować, gdyż wymaga wielu nakładów, które ponosimy stopniowo w miarę możliwości. Tylko pierwszego roku wydaliśmy na nie 12 tys. złotych, a przecież wiele prac było robionych społecznie przez nas i rodziców. Teren był porośnięty chwastami i drzewami, które tam się rozsiały, pełno śmieci, rozwalająca się stara trybuna, którą trzeba było rozebrać i wywieźć… miejsce zupełnie nie przypominało boiska do piłki nożnej. Udało się to sprzątnąć, wyrównać teren, wymienić ziemię i zasiać trawę. Teraz zbieramy na płot, bez którego nie chcemy uruchamiać boiska, bo nam je zniszczą. Na ulicy Sportowej raczej nie będzie boiska, takiego do rozgrywania meczu. Myślimy bardziej o zielonym placu do ćwiczeń. Można na nim ustawić kilka bramek, ćwiczyć różne elementy techniki w kilku grupach jednocześnie – dzięki temu przeprowadza się bardzo różnorodny trening. Poza tym, na placu trawę niszczy się mniej niż na klasycznym boisku.

Czy o młodych piłkarzach Rony można powiedzieć, że to pokolenie piłkarzy z Orlików?

Trochę na pewno, jednakże na Orlikach nie trenujemy tak często, jak mogłoby się wydawać. Orliki są dobre, ale w Ełku jest tylko sześć tego typu boisk. My potrzebujemy trzydziestu trzech terminów treningów w tygodniu po godzinie szesnastej. Gdybyśmy „usiedli” na nich z jedenastoma grupami, to już nikt inny by nie wszedł. Dlatego też musimy szukać różnych boisk i możliwości. Najczęściej jest to „Chemiak” i boisko na Szeligach – gdzie praktycznie gramy wszystkie swoje mecze – oczywiście te, w których nie ma wymogu szatni, bo na Szeligach ich nie ma.

Należy także pamiętać, że Orliki są podstawowym boiskiem do ćwiczenia gry przez dzieci. Niestety w przypadku starszych grup nie spełniają już tak dobrze swojej roli, uczą innych zachowań niż te pożądane na pełnowymiarowym boisku. Na nich dobrze ćwiczy się technikę gry, ale nie wyćwiczymy już długich przerzutów, strzałów z dystansu, taktyki. Duże boisko ma swoje prawa i czasem ciężko przestawić się z gry na małym Orliku na grę na stadionie.

Jak ocenia pan potencjał do gry w piłkę nożną ełckiej młodzieży?

Mamy bardzo dużo utalentowanych dzieci i młodzieży. To tylko kwestia czasu, gdy doczekamy się znanych na całą Polskę piłkarskich nazwisk. Potencjał w Ełku na piłkę nożną jest przeogromny.

Nasze zespoły już liczą się w województwie. Dwa razy zdobyliśmy mistrzostwo województwa warmińsko-mazurskiego. Dokonały tego roczniki 2001 i 2002. Kilka razy byliśmy wicemistrzami.

Wszystkie nasze drużyny grają w rozgrywkach organizowanych przez Warmińsko-Mazurski Związek Piłki Nożnej. Nie ma praktycznie weekendu bez meczu Rony. Zawsze jakaś nasza drużyna albo wyjeżdża na mecz, albo gra w Ełku. Wyjazdów naprawdę jest bardzo dużo.

Wracając do sukcesów naszych chłopców dodam jeszcze, że wygraliśmy wiele turniejów. Szczególnie cenię sobie te wygrane na Litwie. W Mariampolu znajduje się klub partnerski. To bardzo profesjonalny zespół, mający świetne warunki do grania i zaplecze do trenowania. Chciałbym, aby kiedyś i w Ełku wszystko działało tak doskonale jak tam.

Co Pan sądzi o utworzeniu szkoły sportowej w Ełku?

To jest naprawdę świetne rozwiązanie. W takiej szkole wszystko jest „ułożone” pod trening: plan lekcji, dodatkowy angielski, obiady… Dziecko kończy zajęcia o 15.30, jest już po lekcjach i po treningu. Ma czas, aby w domu odrobić lekcje, przygotować do następnych zajęć i na jakieś inne dodatkowe atrakcje, hobby. Nie zaniedbuje się nauki przez treningi piłki nożnej. To bardzo ważne, aby nasze dzieci pamiętały, że piłka nożna i treningi są ważne, ale najważniejsza jest nauka.

Każdy młody chłopak, który chce być wielkim piłkarzem musi nauczyć się godzić obowiązki w szkole z treningami. Dlatego też uważam, że szkoła sportowa może przynieść największe korzyści dla rozwoju piłki nożnej w Ełku, nie zaniedbując jednocześnie edukacji naszych dzieci.

Opieracie się na jakiejś myśli szkoleniowej? Znane są wypowiedzi trenerów ekstraklasy, którzy fascynują się przykładowo niemiecką lub holenderską myślą szkoleniową …

Nie ma w Polsce jednolitego systemu szkolenia, podobnie w Ronie. Każdy szuka najlepszych rozwiązań dla swojej drużyny, często testując różne myśli szkoleniowe. Oczywiście każdy trener chciałby mieć zespół jak Barcelona, ale to nie takie proste. Do wielkich klubów trafia utalentowana młodzież z całego świata, w Ełku pojawiają się chłopcy zdolni, ale także tacy, którzy raczej piłkarskiego świata nie zawojują.

Dla nas ważne jest, aby wszyscy chłopcy rozwijali się sportowo. Sztuką jest z chłopaka z przeciętnym talentem piłkarskim zrobić naprawdę solidnego zawodnika. Często jest też tak, że ci bardziej utalentowani po prostu marnują swój potencjał, a Ci którzy na początku wydawali się słabsi, dzięki ciężkiej pracy i systematyczności osiągają dużo, dużo więcej. Pamiętajmy, że zawsze każdy dostaje swoja szansę, a to jak ją wykorzystamy zależy tylko od nas. Ważne, aby dążyć do celu. Każdy z nas musi się rozwijać. Nie wolno stać w miejscu. Takie jest też motto klubu: „Być lepszym każdego dnia”… pod każdym względem, i na treningu i w szkole. Kończąc myśl – ciężka praca i profesjonalizm to klucz do sukcesu.

Chciałbym jeszcze zapytać jak wyglądają koszty działalności Rony?

Ogółem roczny budżet klubu sięga już 120 tys. złotych i z roku na rok jest coraz większy. Finansowo wspierają nas rodzice i sponsorzy – ludzie, którzy widzą sens wspierania pracy z dziećmi. Bardzo cenna jest też pomoc samorządów.

Największe koszty to zdecydowanie transport. Co prawda często w wyjazdach na mecze pomagają nam rodzice, wożą nas właściwie za darmo – płacimy tylko za paliwo, które i tak wynosi ok. 8 – 9 tysięcy złotych miesięcznie. Przydałby się własny bus, byłoby łatwiej i taniej. Dużo kosztuje także wynajem sal i boisk. Sam MOSiR wystawia nam miesięcznie fakturę na około 1,5 tys. złotych. Zima jest jeszcze drożej.

Rona powoli zaczyna funkcjonować jak całkiem duża firma. Zarządzanie klubem niestety bardzo absorbuje. Już teraz jest grubo ponad czterdzieści faktur miesięcznie, mnóstwo deklaracji – mówię o tym, bo zaraz pojawią się kolejne koszty – obsługa księgowości. Ale tak już jest, że sukces i rozwój wiąże się z nowymi wyzwaniami, także finansowymi.