Dołożę parę słów o boksie w Ełku

boksW związku z tym, że w latach osiemdziesiątych służyłem w wojsku w Ełku, dołożę parę słów do tematu wspomnień o ełckim pięściarstwie.

Na drugoligowych meczach Mazura zawsze była pełna sala mieszcząca się wówczas w jednostce wojskowej. Oprócz wymienionych w poprzednim artykule zawodników trzeba koniecznie wspomnieć Tadka Sawickiego, niezwykle bojowego zawodnika kategorii lekkośredniej (z ówczesnym limitem 71kg) i średniej (75kg). Był on bardzo silnym punktem zespołu i wielokrotnie swoim huraganowym, oburęcznym atakiem, przełamywał przeciwników, czym wzbudzał wielki aplauz kibiców. Brał udział w mistrzostwach Polski seniorów i choć nigdy nie dobił się podium zawsze był twardym przeciwnikiem dla najlepszych.

Do dziś mam w pamięci, jak w meczu ligowym stawiał zaciekły opór Staszkowi Łakomcowi z Kielc, który wówczas był notowany przez miesięcznik Boks na drugim miejscu w Europie w wadze średniej. Miałem okazję porozmawiać sobie wówczas chwilę z Łakomcem i „ciężkim” weteranem Tadkiem Bieńkiem, który wykorzystując wielką rutynę „obskoczył” Marka Kaszkiela wygrywając zdecydowanie na punkty.

Kiedy na mecz ligowy przyjechała warszawska Polonia z moim ulubieńcem – mistrzem i reprezentantem Polski, medalistą mistrzostw Europy Tomkiem Nowakiem, uciekłem z warty, aby go oglądnąć. To był ostatni występ ligowy sekcji bokserskiej tego wielkiego i zasłużonego klubu.

Kiedyś do naszej kompanii został przyjęty niepozorny chłopaczek, Wiesiek Pacewicz – utalentowany i silny młody bokser wagi lekkiej i lekkopółśredniej z Białegostoku. Był ówczesnym wicemistrzem Polski juniorów. Na rozgrywających się właśnie w naszej wojskowej sali mistrzostwach Okręgu wylosował już w eliminacjach faworyta – kolegę klubowego, potężnie zbudowanego (zdaje się) Doroszkiewicza. Dysproporcja fizyczna była widoczna gołym okiem. A jednak ten niepozorny chłopak wykazał się ogromnym męstwem i bitnością, przez 3 rundy odpierając wściekłe ataki silniejszego przeciwnika i w dogodnych momentach kontratakując. Przegrał na punkty, ale zaimponował sercem i odwagą. Była to jedna z najlepszych i najzaciętszych walk amatorskich jakie widziałem. A widziałem ich tysiące.

Na koniec ciekawostka. Ring na mecze ligowe (które odbywały się w niedzielę) był oczywiście ustawiany już w sobotę. Biegliśmy więc tam już na ten gotowy ring i walczyliśmy między sobą. Tam też więc pierwszy raz znalazłem się w prawdziwym ringu z prawdziwymi rękawicami na rękach. Stare, dobre czasy …

Pozdrawiam

Steveroy