Być czy nie być… kobietą?

Postscriptum do III Salonu Kobiet – 6 października 2012 roku w Zespole Szkół nr 6 im. M. Rataja w Ełku.

Salon kobiet – raczej kuchnia, łazienka, pokój dla dziecka, co tam jeszcze – pralnia, suszarnia, żłobek, przedszkole, szkoła. No i, jak można pominąć, sypialnia, miejsce pracy. Oto przestrzeń, w której kulturowo zamknięto kobietę.

Salon kobiet wcale nie brzmi lepiej. Inaczej, ma lepsze konotacje, elegantsze skojarzenia, budzi pozytywne doznania, ale wciąż dookreśla tę samą przestrzeń, wciąż buduje ten sam wizerunek gospodyni, towarzyszki, animatorki życia rodzinnego. I tyle, nawet nie – aż tyle.

Kobieta współczesna – kobieta aktywna – kolejny frazes ukuty na potrzeby czasów, w interesie wielu. Co on oznacza? „kobietę działającą lub skłonną do działania, czynną, dynamiczną”. No cóż, moja pobudka o 5. rano,  intensywna mobilizacja najpierw jednego oka, potem drugiego, lewej nogi, prawej ręki (może odwrotnie, mózg dopiero się włącza) i o 5.30 parzę kawę, celebruję picie przez kolejne 20 minut, a potem nikt już za mną nie nadąży…. Jedna uczelnia, druga uczelnia, korepetycje w różnych stronach miasta, biblioteka, sprawy w urzędzie, spotkanie z promotorem, ortodonta, znów uczelnia…. Staję pod drzwiami własnego mieszkania. Jest 20.30. Nie zrobiłam zakupów, lodówka pusta. Nie mam sił, by zejść do sklepu po pieczywo (IV piętro). Znowu kawa, książki. Nawet nie patrzę na zegarek.

Kobieta aktywna – to kobieta zapracowana, to kobieta zajęta, to ja i wiele innych. To ja w dżinsach i baletkach, z dużą torbą lub plecakiem, rowerem wiosną i latem, samochodem jesienią i zimą, w miejskim autobusie, gdy brakuje mi pieniędzy na paliwo albo uliczne korki dają się we znaki. To ja – ciągle w ruchu. Wymuszonym momentem historycznym, normą kulturową, ekonomią. Widzą mnie, jak chcą i jak wypada: nie mężatka, lecz nie rozwódka, wciąż panna, nie w związku, lecz singielka, bez partnera, przyjaciela, narzeczonego,  nie kobieta pracująca, lecz studentka, nie pracująca, ale jeszcze nie bezrobotna, nie matka, ale bezdzietna,  nie ładna, ale nie brzydka, nie gruba, ale nie szczupła… I tak dalej, i w tym tonie.

Zapędziłam się, ale czyż nie umiejscawia się kobiety pomiędzy czymś a czymś, z włączeniem do czegoś i wyłączeniem z czegoś?  Sztywne ramy służą komercji i… polityce. Sfrustrowane i zaniedbane gospodynie domowe kupiły Hankę Mostowiak z całym dobrodziejstwem inwentarza, czyli całą resztą żeńskiej części tej telewizyjnej rodziny: piękne (?), zadbane i elegancko ubrane (wiejska gospodyni, pielęgniarka, pani sędzia, nauczyciela dopiero zdobywająca kwalifikacje, bezrobotna architekt ogrodów dziwnym trafem przypominają zamożne panie ubierające się w drogich sieciówkach – H&m-ie, Promodzie, Nexcie – czyżby kryptoreklama?), z problemami, które w cudowny sposób rozwiązują, czynne zawodowo i prężne społecznie, pomagają innym doraźnie i długofalowo (czytaj: udzielając się w fundacjach), szlachetne i prawe do bólu, z wizją siebie, własnego życia i rodziny. Z mężczyzną u boku, wspierającym ją (żeby nie było słodko – po tym, jak ona go przekona do swoich jedynych i słusznych racji).

Hanka Mostowiak na premiera! Hanka Mostowiak na prezydenta – wołam głośno. Jasny gwint, przegapiłam kilka odcinków. Kinga krzyczy, że Hanki już nie ma.  Zaczynam płakać – świat już nie będzie taki sam. Jak ja sobie poradzę bez jej cierpiętniczej miny, wiecznego zatroskania, nowej garderoby, krótkich włosów, przelewania z pustego w próżne, cudownej ekonomii (jak ja  nigdy nie ma pieniędzy, ale zawsze jak spod krawieckiej igły i fryzjerskich nożyczek, z lodówką pełną produktów, blatem kuchenki, na którym wciąż stoją pełne jedzenia garnki i stołem, na którym obowiązkowo talerz z ciastem)?!!!!

Kiepski żart, ale i kiepski film, nachalny i tendencyjny w swej wymowie. O czym świadczy? Kinga – przyjaciółka, wojująca feministka –  mówi, że to świadectwo na to, że kobieta nigdy nie posiadała  i nadal nie posiada szczególnego wpływu na działanie w życiu publicznym, w  kluczowych dla życia publicznego instytucjach.

Gdy pytam innych moich rówieśników, co oznacza parytet, co piąty łączy je z obecnością kobiet w sejmie, tylko 1 na 10 mówi o procentowym udziale. Gdy pytam o kobiety sukcesu, to ten wcale nie jest mierzony osiągnięciami, a popularnością i skandalem. Ciekawe, że rozmówcy wskazują przede wszystkim nazwiska znane z show-biznesu, kojarzone z modą. Tylko 2 na 10 moich rozmówców wymieniło dr Irenę Eris. Jak przyznali, tylko dlatego, ze ich matki używają kosmetyków jej firmy, a ta ma nazwisko właścicielki w swojej nazwie.

Salon kobiet – nie należy, z pewnością nie warto spierać się o nazwę, rzecz nie w niej. O kobietach wie się za mało, o twórczych – prawie lub zupełnie nic. Ich twarze powinne być rozpoznawalne, a sukces nie mierzony szminką. Chcę wiedzieć, jak zmienić swoje życie, jak przestawić je na inne, może trudniejsze, ale biegnące we właściwym kierunku tory. Nie chcę wojny  męsko- żeńskiej.

Jestem aktywna, chcę być aktywna inaczej. Już piszę w swoim kalendarzu –  6 października 2012 roku III Salon Kobiet w Zespole Szkół Nr 6 im. M. Rataja w Ełku.

Olga Ladzińska

I miejsce w konkursie „Kobieta współczesna – kobieta aktywna”

 

Fot 1 – Olga Ladzińska odbiera nagrodę z rąk Krzysztofa Piłata – Starosty Ełckiego oraz Agnieszki Kozłowskiej – Rajewicz – Pełnomocnik Rządu ds. Równego Traktowania.

Fot 2 – Panel dyskusyjny III Salonu Kobiet – siedzą od lewej: Jolanta Piotrowska – Burmistrz Giżycka, prezes Kobiecego Forum Samorządowego, Katarzyna Skłodowska – podróżniczka – himalaistka, Agnieszka Kozłowska-Rajewicz –  Pełnomocnik Rządu ds. Równego Traktowania, prof. Magdalena Środa – filozof, publicystka, feministka oraz Iwona Drażba – dyrektor Miejskiej Biblioteki Publicznej w Ełku.