Będą wcześniejsze wybory?

przyspieszone_wyboryPo ostatniej „zadymie” z zawieszaniem posłów, którzy nie chcą już być w Platformie Obywatelskiej, rządząca koalicja w 460 osobowym Sejmie ma już tylko niewielką przewagę głosów. Właściwie to głosów ma na „styk” i jakakolwiek absencja na głosowaniach może doprowadzić do wyrzucenia planów rządu do kosza.

A przecież przed nami niezwykle ważne dla obecnego rządu głosowania – nowelizacja budżetu, zmiany w OFE, ewentualne zmiany w Karcie Nauczyciela, sprawa zasiłków chorobowych dla mundurowych. Czy w obecnych okolicznościach wprowadzanie tych zmian ma jeszcze sens? Czy nie lepiej, aby doszło do przedterminowych wyborów?

Moim zdaniem nowych wyborów nie będzie. Platforma nie jest zakładnikiem swoich buntowników i bez problemu poradzi sobie bez nich. Koło poselskie Inicjatywa Dialogu – odprysk z partii Palikota – choć będzie starało się wytargować od Tuska jak najwięcej, to w kluczowych głosowaniach nie zagłosuje inaczej niż chce premier. To oznaczało by dla nich śmierć polityczną i brak miejsc na, z pewnością już obiecanych, listach wyborczych Platformy.

Mimo to Donald Tusk dał jasno do zrozumienia, że jak koalicja straci większość, będą nowe wybory. Dał wyraźny sygnał posłom, że żarty się skończyły. Niesubordynacja, absencja w ważnych głosowaniach, czy jakakolwiek nielojalność oznaczać będzie stratę mandatu poselskiego przez znaczną część obecnych parlamentarzystów. Dotyczy to nie tylko posłów PO, ale także PSL-u i Ruchu Palikota – które, jak na to wskazują sondaże, w ogóle mogą znaleźć się poza Sejmem.

Przyspieszone nowe wybory nie będą na rękę Przemysławowi Wiplerowi i jego Republikanom oraz Solidarnej Polsce – oni nie są jeszcze gotowi na nowe rozdanie. Z pewnością wolą zacząć od promowania swoich ugrupowań podczas wyborów do Europarlamentu i na wyborach samorządowych. Wybory do parlamentu mają być ostatnim elementem swoistego trójskoku wyborczego, który ma zapewnić tym partiom ostateczny sukces.

Podobnie niezainteresowane wydaje się SLD. Leszek Miller dobrze wie, że w 2015 roku, jeżeli PiS nie zgarnie wszystkiego, to jako współkoalicjant powróci do władzy. Teraz pozostaje mu jeszcze chwilę poczekać, także po to, aby wykrwawił się jedyny jego konkurent na lewicy. Wie, że szybsze wybory mogą dać Palikotowi impuls do „nowego otwarcia”, zmobilizowania towarzystwa i jakiejś odbudowy. Wie, że za 2 lata z obecnej kompanii posła z Lublina nie będzie „co zbierać” … więc po co się spieszyć?

Na wcześniejszych wyborach może zależeć jedynie PiS-owi. Są „na fali”, a ponadto za 2 lata możemy wreszcie odczuć efekty ożywienia gospodarczego. PiS-owi, który na każdym kroku wieści katastrofę, będzie to mocno nie na rękę. Im lepiej będzie się żyło ludziom, tym gorsze notowania będzie miała partia Kaczyńskiego.

Jeżeli o mnie chodzi, to nie mam nic przeciwko wcześniejszym wyborom. Niech PiS przejmie władzę. Po roku rządów Kaczyńskiego wszyscy, którzy obecnie narzekają na władze naszego kraju z pewnością zatęsknią za Tuskiem. I to bardzo. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości.