Polskie Stronnictwo Ludowe

Sensacja, zaskoczenie? Pewnie najbardziej w głowie pewnego siebie Waldemara Pawlaka. Po aferze taśmowej, która „zmiotła” najpoważniejszego kontrkandydata do fotela przewodniczącego, wydawało się, że wszystko jest pod jego kontrolą.

Zemsta jest jednak słodka i mam wrażenie, że Marek Sawicki wówczas „odstrzelony”, odczekał swoje i odegrał się na Pawlaku. Słynne taśmy nieoczekiwanie przerwały karierę ministra, ale okazuje się że także karierę Waldemara Pawlaka.

Na miejscu Sawickiego nie cieszyłbym się tak bardzo. Już poseł Stanisław Żelichowski życząc nowemu przewodniczącemu by wytrwał 7 lat wypowiedział to w taki sposób, że moim zdaniem słowa te łatwo było odczytać odwrotnie – „chłopie nie przetrwasz 7 lat”. Janusz Piechociński spokój będzie miał do wyborów do Parlamentu Europejskiego, w których ludowcy oczywiście poniosą porażkę – bo to nie ich bajka. Ktoś będzie musiał być winien i sądzę, że obecnie płaczący działacze świetnie będą wiedzieli kto. Waldemara Pawlaka, jak nikogo innego w polskiej polityce, wzmacniają porażki. Zatem łatwo przewidzieć co się będzie później działo.

Pomijając jednak wewnętrzne rozgrywki i wojny w PSL, myślę że otrzymaliśmy dowód, że polska scena polityczna może się zmienić szybciej niż sądziliśmy. W polityce nie ma nic pewnego. Sensacyjne zwycięstwo w walce o władze wśród ludowców pokazuje, że wybory za dwa lata mogą być równie zaskakujące i wcale nie jest powiedziane, że obecny układ polityczny zostanie zachowany.

Z wyboru nowego prezesa cieszą się działacze i sympatycy PiS. Liczą, że ta zmiana doprowadzi do poważnych zgrzytów w koalicji. Moim zdaniem to złudna dla nich nadzieja. Koalicja będzie działać nadal, jeżeli dojdzie do zgrzytów, to niewiele się o tym dowiemy. Dopiero w roku wyborczym możemy spodziewać się końca pewnej lojalności miedzy PO i PSL-em.

Janusz Piechociński to polityk ambitny, to pokazuje od wielu lat kariery, zdeterminowany, z pomysłami zawodowymi. Nic dziwnego, że  pojawiły się głosy, iż wybór nowego przewodniczącego uratuje partię, zmieni ją tak, jak zmienia się polska wieś. W ocenie, a raczej wierze niektórych działaczy PSL, Piechociński pozwoli wreszcie zdobywać głosy w miastach. Ja w to wątpię. PSL to partia homogeniczna, zagnieżdżona różnych wiejskich organizacjach, biznesach rolniczych i w mniejszych samorządach. Wszędzie tam gdzie znaczenie mają układy rodzinne, nawet pokoleniowe. W dużych miastach, gdzie klany i kasty mają mniejsze szanse wpływania na ogół takie układy działają gorzej, nie mają takiej skuteczności. Poza tym w miastach postrzeganie PSL-u jest takie na jakie sobie przez wiele lat zasłużył.

Polskie Stronnictwo Ludowe i stojący na ich czele Waldemar Pawlak przez wiele lat byli symbolem wstrzymywania reform. Gdyby nie presja najpierw SLD, a obecnie Platformy Obywatelskiej, nawet skromne wysiłki modernizacyjne zostałyby przez PSL zablokowane. Coś jest bowiem w mentalności działaczy tej partii, że nie lubią zmian, dla nich zmiany kojarzą się z utratą wpływów i związanych z tym „politycznych łupów”.

To partia, która nie pojawiła się w ostatnich 20 latach. Nie powstała tak jak PO, PiS czy RP. To partia, która była „młodszym bratem” PZPR-u. I o ile dla komunistów rok 1989 był swego rodzaju mentalnym przełomem, to ludowcy dalej tkwili w poprzednim świecie wierząc w państwową gospodarkę i handel z Rosją. To swego rodzaju chichot historii, gdzie liberalnych polityków SLD nazywa się postkomunistami, a partię z mentalnością peerelowską w ogóle nie obarczało się tym brzmieniem. Dlaczego? Bo PSL to partia niezwykle pragmatyczna i obrotowa. Nie ważne z kim, aby tylko jej interesy zostały zachowane. Partie prawicowe „zapomniały” więc o przeszłości PSL-u, bo był im potrzebny do rozgrywek z SLD.

PSL jak nikt inny pokazał co oznacza definicja „politycznych łupów”. Gdy Waldemar Pawlak został po raz pierwszy premierem wymieniano jak leci: szefów urzędów centralnych, wojewodów, kuratorów oświaty, szefów urzędów pracy … wszędzie tam gdzie mógł znaleźć się działacz PSL. Ostatnio w mediach znowu jest głośno, że ta idea przyświeca tej partii do dziś. Polityka dla PSL-u to nie walka o reformy, lecz walka o władzę.

A w Ełku? W Ełku PSL na razie się nie liczy i jakoś nie jestem zdziwiony dlaczego. Aby partia w jakimś mieście miała dobre wyniki wyborcze potrzeba ludzi pomysłowych, aktywnych, z dużą determinacją działania. „Odgrzewane kotlety” i osoby, które nie potrafiły odnaleźć się w innych środowiskach to chyba nie najlepszy pomysł na tworzenie list wyborczych w mieście. A tak podobno po części jest. Niemniej w każdej partii są ludzie mądrzy, a w ełckim PSL ich nie brakuje. Pozostaje mieć nadzieję, że to oni będą dominować, wówczas bez względu na to jak silna jest partia w naszym regionie, zawsze będzie można się porozumieć dla dobra naszych samorządów.

Rys: tomaszmachala.natemat.pl