Miejsce przesiąkniete krwią

Została Pani Ełczaninem roku 2011. Jakie to uczucie?

Teresa Ostrowska: Wielka satysfakcja. Dla każdego człowieka jest ważne, aby inni doceniali to, w co wkłada się całe swoje serce. Ja, okazuje się, mam to szczęście być taką osobą. Poza tym docenienie mojej osoby zwraca uwagę na to, co staram się robić.

Ełczaninem roku zostaje osoba, która poświęciła naszemu miastu znaczną część swojego życia, która z oddaniem działa na rzecz społeczności Ełku i Ziemi Mazurskiej …

T.O.: Moja aktywność społeczna związana jest przede wszystkim z pamięcią o wydarzeniach związanych z II wojną światową. Corocznie organizuję m.in. wycieczki śladami tych wydarzeń, jak również uroczystości związane z zakończeniem tej okrutnej wojny.

Aby ocalić od zapomnienia …

T.O.: Wojna zabrała mi dzieciństwo i zrobiła to w sposób niezwykle brutalny. Niemcy przyszli, kiedy się tego nie spodziewaliśmy. Spalili nasz dom, aresztowali ojca … Gdy uciekałam przez pola zostałam ranna. Niemiecka kula trafiła mnie w nogę … A potem … Potem z matką błąkaliśmy się w nadziei, że ktoś nas przenocuje i da coś jeść … a różnie z tym bywało. Ludzie się bali. My się baliśmy. Moja mama została sama, z czwórką dzieci, więc była mocno wystraszona.

Mogła by Pani przybliżyć te wydarzenia?

T.O.: To było po bitwie na Czerwonym Bagnie.

Bitwa odbyła się 8 września 1944 roku w ramach akcji Burza. Przeciwko około 400 żołnierzom 9. konspiracyjnego spieszonego Pułku Strzelców Konnych Armii Krajowej stanęło blisko 3 tysiące żołnierzy niemieckich – była to największa bitwa partyzancka w tym regionie w czasie II wojny światowej. Mimo to przez cały dzień stawiali oni zacięty opór wojskom niemieckim – straty wroga to około 1.400 zabitych i rannych – nieporównywalnie większe od strat Polaków, których zginęło około 100.

T.O.: Niemcy w odwecie niszczyli okoliczne wioski. 10 września 1944 roku przyjechali także do naszej. Stanęli na górce położonej około 300 metrów od zabudowań i zaczęli strzelać. Pamiętam kule ognia, które niszczyły dom po domu. Po chwili wszystko stało w płomieniach. Ludzie uciekali przez pola i bagna, ja także. Niemcy strzelali do nas jak do kaczek. To wówczas zostałam ranna. Ale udało się nam uciec … Niestety, mojego ojca, brata Luciana i kuzyna zatrzymali.

Trafili wówczas do obozu?

T.O.: Z tego co wiem chcieli ich rozstrzelać, ale mój tata dobrze znał niemiecki, więc wtedy jakoś się im udało. Ale niedługo potem widocznie któryś z sąsiadów doniósł na ojca, bo wrócili po niego, zaczęły się niezliczone przesłuchania … W styczniu już nie żył. Niemniej od momentu zniszczenia naszego domu zobaczyłam go tylko raz, i tylko przez jeden dzień cieszyłam się z jego obecności …

Jak wybuchała wojna miała Pani zaledwie trzy lata. Zdawała sobie Pani sprawę co się dzieje?

T.O.: No tak, ale w momencie, gdy zniszczyli nam dom miałam lat osiem, wystarczająco dużo by pamiętać. Wojna trwała kilka lat, bardzo długich lat w rozwoju dziecka. Do tego byłam świadkiem wydarzeń, których się nie zapomina.

Takich jak zniszczenie domu i aresztowanie ojca?

T.O.:  Także, ale nie tylko. Może wspomnę dla przykładu, że widziałam, jak Niemcy dla zabawy zastrzelili trzynastoletniego chłopca, który pasł krowy. Gdy podjechali swoim czarnym samochodem schowałam się w krzakach. Potem słyszałam tylko strzały. Odważyłam się wyjrzeć, gdy odjechali … Do dziś widzę drgające nogi umierającego chłopca … Proszę mi wierzyć, trudno coś takiego zapomnieć.

Jest Pani zaangażowana w działalność Kombatanckiego Związku Dzieci Wojny

T.O.: Członkowie Związku, podobnie jak ja, przeżyli bardzo ciężkie dzieciństwo, doznali cierpień, przemocy i terroru okupanta. Swoją dorosłość budowali na biedzie i głodzie okresu wojennego i pierwszych lat powojennych. To osoby w zaawansowanym już wieku, ale pamiętające okrutne czasy swojego dzieciństwa. Moim zdaniem warto ich pamięć wykorzystać, póki te osoby jeszcze są wśród nas.

Tak jak pamięć o obozach w Boguszach?

T.O.: Tak

Dlaczego tak mało ludzi pamięta o tych obozach?

T.O.: To raczej inny problem. Aby zapomnieć, trzeba wiedzieć, znać. Trudno zapominać o czymś o czym się nie wie. Problem jest zatem w braku wiedzy na temat wydarzeń sprzed 70 lat. I to tak blisko naszych domów. Dlatego teraz  z całych sił próbuję przekazać tę wiedzę młodemu pokoleniu.

Francuzi

II – go wojenna historia Prostek i Bogusz to historia kilku obozów założonych przez hitlerowców. Pierwszy obóz powstał w czerwcu 1940 roku …

T.O.: Po kapitulacji Francji ulokowano w Prostkach, w barakach ogrodzonych drutem kolczastym około 100 jeńców francuskich. Trzymano ich niedaleko stacji kolejowej. Prawdopodobnie traktowano ich dobrze, warunki mieli znośne.  Pracowali w miejscowych zakładach i na roli. Potem, gdzieś w połowie 1941 roku, gdy Hitler napadł na Sowietów, wywieziono ich z Prostek. Trzeba było zrobić miejsce dla jeńców ze wschodu.

Wiadomo gdzie ich wywieziono?

T.O.: Nie mam takiej wiedzy. Być może do Ełku. Przecież w Ełku był obóz jeńców francuskich.

Rosjanie

Kiedy powstał obóz dla Rosjan?

T.O.: W 1941 roku, zaraz po niemieckim ataku na ZSRR, do Prostek przywieziono pierwszych więźniów radzieckich. Początkowo trzymano ich na terenie przyległym do obozu dla Francuzów, ale gdy jeńców przybywało zapadła decyzja o budowie dużego obozu w Boguszach.

To wspomnienia?

T.O.: Oczyma małej dziewczynki oglądałam pochód jeńców rosyjskich do tego obozu. Był to obraz strasznej nędzy. Nie wiem skąd przyszli do Bogusz, ale wyglądali jakby szli latami … głodni, w zniszczonych brudnych mundurach, często schorowani bądź ranni. A obok oni. Niemcy. W eleganckich, czystych mundurach, ogoleni, pachnący … niczym nadludzie w porównaniu do swoich więźniów.

Czy widziała Pani obóz?

T.O.: Z bliska nigdy. Do obozu raczej nikt się nie zbliżał. To groziło śmiercią. Powstawał na otwartym terenie ogrodzonym jedynie drutem kolczastym. Brama była od szosy Prostki – Grajewo, tam, gdzie jest teraz pomnik. Początkowo nie było żadnych zabudowań. Proszę sobie wyobrazić, że jeńcy bez względu na pogodę leżeli i spali na gołej ziemi. Budowano jedynie prowizoryczne ziemianki.

Obóz w Boguszach obejmował obszar około 50 ha. Teren podzielono płotem z drutu kolczastego na dziewięć sektorów. Każdy miał pomieścić kilka tysięcy ludzi. Baraki obozowe, kuchnię, magazyn, pomieszczenia dla wartowników zbudowano znacznie później niż pojawili się pierwsi więźniowie.

T.O.: W obozie nie było toalet oraz odpowiedniej ilości wody i jedzenia. Opieka lekarska nie istniała. Można zatem łatwo sobie wyobrazić w jakich warunkach żyli ludzie. Głód, smród, zimno, choroby, pełno robactwa … prawdziwe piekło na ziemi. I bez egzekucji, które odbywały się od lipca 1941 roku, śmiertelność była bardzo wysoka.

Oficjalna tablica na pomniku mówi o 12,5 tysięcy ofiar …

T.O.: Dużo ludzi wymordowano w egzekucjach. Las „Kosówka” skrywa wiele ofiar, których znaczna część nigdy nie została zidentyfikowana, więc zostawiono ich w tym lesie, gdziemam nadzieję znaleźli spokój. Wiemy o tych wydarzeniach naprawdę niewiele. Właściwie to chyba szacunkowe liczby ofiar, bo moim zdaniem tam mordowano ludzi często bez dokumentacji. Myślę, że wielu grobów nigdy nie odkryto. Wiem, że w masakrze uczestniczyli żandarmi z Grajewa i funkcjonariusze Gestapo z Augustowa … O tym obozie i jego ofiarach wiemy stanowczo za mało.

Jak długo istniał ten obóz?

T.O.: Obóz jeńców rosyjskich nie istniał długo … Ale o czym mówimy, przecież takie obozy nie powinny w ogóle istnieć! W obozie wybuchła epidemia tyfusu plamistego. Niemcy bali się tyfusu „jak ognia”, dlatego zapadła decyzja o likwidacji obozu. Późną jesienią 1942 roku najprawdopodobniej przestał istnieć.

Włosi

Skąd się wzięli Włosi w Boguszach?

T.O.: Taki los czekał tych, którzy nie sprawdzili się w roli sojuszników Hitlera. Po upadku Mussoliniego, kiedy część wojska włoskiego z bronią w ręku przeciwstawiła się Niemcom. Niektórzy trafili do niewoli i do Bogusz. Niemcy twierdzili, że przywieźli: „Cyganów, tchórzy, bandytów i zdrajców, którzy zbuntowali się pod Stalingradem, za co oczekuje ich marny los”.

Stalag 373 Prostken istniał w latach 1943 – 1944. Pierwszy transport przybył na stację kolejową 26 września 1943 roku. Do obozu przybyło wówczas od 7 tys. (jak podawali hitlerowcy) do 10 tys. jeńców (wg opinii niektórych powojennych historyków).

Jaki był ich los?

T.O.: Okrutny. Jak los więźniów wszystkich obozów hitlerowskich.Czytałam, żesami Niemcy w jednym z meldunków, który wypłynął z Bogusz, pisali: „Warunki w obozie wręcz niesamowite, duża śmiertelność i moc rozstrzeliwań”. Egzekucji dokonywano nieopodal spalonego majątku Żelechów, w przyległym lesie zwanym ogólnie „Kosówka”, które ustały dopiero po akcji ruchu oporu.

W jaki sposób ruch oporu przyczynił się do wstrzymania egzekucji?

T.O.: 31 października 1943 roku w lesie pod Ełkiem urządzono zasadzkę, likwidując grupę hitlerowców i cały pluton egzekucyjny odpowiadający za zbrodnie na jeńcach włoskich. W akcji udział wzięło 15 partyzantów Armii Krajowej.

Polacy, Litwini i Żydzi

Do obozów w Boguszach trafiali także Polacy, Litwini i Żydzi.

T.O.: Okupant dążył do eksterminacji innych narodowości. Niestety były to czasy, w których ludzkie życie nie miało dla hitlerowców żadnej wartości. W samych Boguszach znajdował się obóz przejściowy dla Polaków, Żydów i Litwinów. Przewinęło się przez niego ponoć 9 tysięcy ludzi. Polaków i Litwinów wywożono na roboty przymusowe do Prus i Niemiec, Żydów do Treblinki.

Nikt nie próbował uciekać z obozów?

T.O.: Próbowano. Najczęściej przypłacano to życiem. Znane są również fakty udzielania pomocy jeńcom przez ludność polską, która sama trafiła na te tereny jako robotnicy przymusowi. Obok pomocy w próbach ucieczki była to pomoc przeważnie żywnościowa. Nie trzeba chyba przypominać, że za jej udzielenie groziły surowe kary. Ponadto gdy ludzie podchodzili do drutów obozowych z chlebem w ręku, Niemcy po prostu strzelali do nich.

Czy była szansa pomocy więźniom?

T.O.: Szansa zawsze była. Najczęściej zakopywano żywność w piasku na trasie, którą więźniowie przechodzili do pracy. Niestety takie starania nie wiele pomagały. Jeńcy wszystkich obozów cierpieli i umierali z głodu.

Znamy z nazwiska ludzi, którzy zapłacili najwyższą cenę, cenę życia za pomoc więźniom?

T.O.: Może nie z Bogusz, ale z Grajewa. Znana jest historia księży katolickich, którzy zginęli w okrutny sposób za to tylko, że próbowali dostarczyć żywność Żydom w miejscowym getcie. Jednym z nich był Aleksander Pęza, grajewski wikariusz. Innym Stanisław Wyszyński, administrator w miejscowym kościele, który był także aktywny w konspiracji … Zginął w okrutny sposób, bez sutanny, butów, ze związanymi do tyłu drutem telefonicznym rękoma. Warto też wspomnieć Zofię Rybsztadt, która została aresztowana i rozstrzelana, bo ukrywała dezertera z wojska niemieckiego – oficera z pochodzenia Węgra.

Pani ojciec też stracił życie, bo pomógł …

T.O.: Tak, to prawda. Jego historia jest podobna do tych, jakich w owych czasach było wiele.

Jaka jest jego historia?

T.O.: Przez nasze podwórko Niemcy prowadzili grupkę wynędzniałych, głodnych chłopców w wieku powyżej 10 lat. To były polskie dzieci. Jeden z nich upadł z wycieńczenia. Nikt nie zwrócił na niego uwagi. Po prostu leżał, a oni poszli dalej. Takie zachowanie było nietypowe dla Niemców, prędzej by chłopaka dobili niż zostawili … Mój ojciec zaopiekował się nim. Tak jak potrafił najlepiej. Bał się co prawda zabrać chłopca do domu, więc ukrył go pod stogiem siana. Przygotował mu tam ziemiankę, posłanie, koce … i nakarmił. Dzięki mojemu tacie przeżył wojnę. Najprawdopodobniej przez to wydarzenie mój ojciec stracił życie. Mimo, że chłopak nie był Żydem, niewiele to zmieniało. Nie wolno było pomagać więźniom, nawet jeśli były nimi dzieci. Ktoś widocznie o tym doniósł. Przyszli Niemcy i go zabrali. Został rozstrzelany … bez wyroku, bez dokumentów, bez jakiegokolwiek śladu w historii …

Spotkała Pani kiedykolwiek tego chłopca?

T.O.: Pamiętam, że po wojnie, już jako dorosły mężczyzna odszukał nas, mnie i moje siostry. Nazywał się Jan Kondracki, był milicjantem z Łomży. Pytał o Hipolita, bo tak miał na imię mój ojciec. Gdy dowiedział się, że ojciec nie żyje, rozpłakał się szczerze, jak dziecko.

Dziś w miejscu tych obozów stoi niepozorny pomnik …

T.O.: Tak już niestety jest. Życie toczy się dalej … Teraz na tym miejscu rośnie zboże. Przez wiele lat po wojnie ludzie nic na tej ziemi nie robili, nie orali, nie siali … z szacunku, może trochę ze strachu zostawili ją w spokoju, bo była to ziemia święta, przesiąknięta krwią …