Air Soft Guns

Przeszliśmy chyba z kilka kilometrów, ale jakoś nie byłem zmęczony. Wciągająca zabawa oraz złota polska jesień, która dopiero tu za miastem, w lesie, ukazała swoje piękne oblicze, sprawiły że czułem się dosłownie świetnie.

Dałem się namówić na ten dłuższy spacer, bo byłem ciekawy, czym jest coraz bardziej popularny w Polsce Air Soft Guns, zabawa, która w Powiecie Ełckim ma znaczną liczbę pasjonatów.

Tutaj chwilę odpoczniemy – padła komenda – do celu mamy jeszcze kawałek drogi. Nie słyszałem abyśmy ustalali kto tego dnia dowodzi, ale muszę uczciwie dodać, że byłem tam gościnnie, więc nie musiałem tego wiedzieć. Dwudziestokilkuletni mężczyzna wyróżniający się ciekawą bródką, ze skupieniem analizował bardzo dokładną mapę. To wojskowa – powiedział z dumą, jakby jej zdobycie graniczyło z cudem. Czego szukamy – spytałem. Mimo, że jestem od niego chyba prawie dwa razy starszy popatrzył na mnie jak mentor na zupełnego nowicjusza. A ty co? Spałeś na odprawie? No tak, głupio zapytałem. Zabawa w Air Soft Guns polega na odszukaniu i zniszczeniu wroga. Nie jakiegoś wydumanego, ale prawdziwego i w dodatku uzbrojonego „po zęby”. Muszę przyznać, iż realizm zabawy zaskoczył mnie bardzo pozytywnie.

Air Soft to gra terenowa. Najlepszą do niej scenerią jest las, stara fabryka … lub jakiekolwiek inne miejsce, gdzie nie będzie postronnych gapiów, gdzie można się schować, czołgać, skakać … i walczyć jak na prawdziwym polu bitwy. Bo o to w niej chodzi. Duży realizm Air Soft pozwala doskonale wczuć się w postać prawdziwego żołnierza, a zabawa wymaga od graczy pełnego zaangażowania oraz odpowiedniego wyposażenia. Jest kilka fajnych miejsc w okolicy Ełku, tak dla przykładu tzw. Wąwóz, Żwirownia, Mrozowy Las, Liski … – słyszę. Staramy się tam jeździć raz w tygodniu, zwykle jest to niedziela rano. Wówczas większość z nas może przyjechać, bo tak w tygodniu to nie da rady, ludzie pracują.

Ile kosztuje takie cacko? – pytam, patrząc z niemałą zazdrością, na doskonałą – wydaje mi się replikę jakiegoś karabinu. Nie tak znowu dużo – odpowiada Kamil, właściciel karabinu. To trochę kosztowało, ale już za stówę można jakąś broń kupić. Taką, która wystarczy do zabawy. Wszystkie wyglądają bardzo realistycznie, przed każdym strzałem wymagają ręcznego przeładowania. I to jest właśnie fajne – uprzedza moje pytanie.

Broń to najmniejszy wydatek – dodaje Paweł, to ten z bródką, brat Kamila – najwięcej wydaje się na wyposażenie. Ubiór militarny, plecaki, torby, ochraniacze … bezwzględnie trzeba mieć specjalne okulary lub gogle ochronne, bo szkoda by było stracić oko  … w sumie jest tego bardzo dużo. „Głupie” naszywki kosztują ponad dwadzieścia złotych. Ale bez tego ani rusz. To tworzy dodatkowy klimat. Wszystko ma być takie jak w „realu”.

Jak i czym to strzela? – pytam biorąc broń do ręki. O… jest tego dużo – Kamil najwyraźniej jest specem w temacie – zapowiada się więc dłuższy wykład – repliki mogą być sprężynowe, gazowe oraz elektryczne. Rodzajów broni jest bez liku. Są to zarówno pistolety, pistolety maszynowe, subkarabinki, jak i karabiny, a nawet strzelby pump-action … cokolwiek to znaczy – pomyślałem.  Wszystkie w skali 1:1. Długo by gadać. Wejdź na Internet i sobie popatrz. A czym to strzela? – przypomniał sobie po chwili, że i o to pytałem. Podał mi do ręki plastikową kulę. Kaliber 6 mm, mogą być też kauczukowe. Widziałem też takie z farbą.  

Tak jak w paintballu? – wyrwałem się z tezą – Jakim paintballu? – oburza się. Air Soft jest dużo lepszy. I przede wszystkim tańszy. Na paintball nie byłoby nas stać – Kamil definitywnie kończy dyskusję o wyższości jednej zabawy nad drugą, jednocześnie ruchem reki każąc nam się chować.

Instynktownie przywarłem do ziemi za jakimś brudnym krzakiem. Dobrze że jest sucho – na szczęście tylko o tym pomyślałem, a nie powiedziałem na głos – wyszedłbym w ich oczach na fajtłapę amatora. Fałszywy alarm – usłyszałem po chwili. Ruszamy. Czas wygrać tę rozgrywkę.

Czy to boli? Jak dostanie się taką kulką? – pytam. Paweł celuje we mnie jakby chciał to zademonstrować, widząc jednak moją reakcję przekłada broń do lewej ręki i odpowiada – jak ma się odpowiedni ubiór to nie, prawie nic się nie czuje … a tak … zależy z jak dobrej broni i z jakiej odległości do Ciebie strzelają. Zazwyczaj to tak, jakby komar ugryzł. Poza tym – dodaje Kamil – jak człowiek oberwie to jest tak wściekły, że wypada z gry, że nic poza irytacją nie czuje. Dlatego my zawsze staramy się wygrać – śmieje się – choć nigdy nie jest łatwo. Przeciwnicy są coraz lepsi.

A jak wiecie, że ktoś inny dostał? No, jak nie macie kul z farbą? – pytam. Nigdy nie mamy, ciuchy niszczą … Zazwyczaj nie wiemy – wrócił do mojego pytania – brak śladu pozostawianego przez kulki na ubraniu czyni z tej zabawy elitarną formę rozgrywki, stawiającą fair play na najwyższym poziomie – zakończył filozoficznie, ale widać było, że jego samego rozbawiła taka odpowiedź.

Daleko latają takie kule? – rozmowa wciąga mnie coraz bardziej. Te tańsze modele sprężynowe ze dwadzieścia metrów, te lepsze nawet pięćdziesiąt metrów. Widziałem jednak karabinek snajperski, prawdziwe cudo … gość twierdził, że ma zasięg sto metrów i ja mu wierzę. Kiedyś będę taki miał – uśmiechnął się od ucha do ucha. Na razie zbieram na laserowy wskaźnik celu, to też fajny gadżet.

To legalne? – pytam, choć znam odpowiedź i wiem, że tak. No jasne. Wszystko można kupić bez zezwolenia.

Paweł dał znak abyśmy zamilkli. Co zając? – zaśmiał się cicho Kamil. Zając? – byłem zdziwiony. No tak, myślałem wówczas że padnę na ziemie i nie wstanę. Ze śmiechu. Inni też mieli spory ubaw. Podczas jednej z zabaw – wyjaśnia – chcieliśmy obejść przeciwnika i zaatakować go od tyłu. Po wyjściu z lasu weszliśmy na pole. W tym właśnie momencie, nie wiem jak i skąd, prosto na Pawła skoczył całkiem duży zając. Odbił się od niego i pognał przed siebie. Nikt nie zwrócił by na to większej uwagi gdyby nie jego zachowanie. Był zaskoczony, zszokowany i nieźle wystraszony. Widok jego miny był dosłownie bezcenny.  

W odległości jakichś dwudziestu metrów od nas znajdował się zbudowany z gałęzi szałas. Tam trzymają jednego z naszych – Kamil ledwie słyszalnie szepnął mi do ucha, po czym chyba odruchowo przeładował broń. To dobrze strzeżone wiezienie, należy być ostrożnym, nie wykluczam zasadzki – dodał Paweł.

Choć nie dostrzegłem tam dobrze strzeżonego więzienia, ba nawet w ogóle więzienia, a tylko rozlatującą się, źle ułożoną, nawet jak na szałas kupę gałęzi, to siedziałem cicho. Tak widocznie było w naprędce i chyba tylko dla mnie skleconym scenariuszu. To ja chciałem zobaczyć jak wygląda zabawa, wiec coś tam wymyślili i zabrali mnie do lasu. Normalnie tworzenie scenariusza trwa znacznie dłużej i poświęcany jest na niego czas wielu osób. Wszystko po to, aby w jak najdrobniejszych szczegółach zaplanować grę, tak by była realna, nie taka prosta jak dziś, no i najważniejsze – aby nikt przypadkowo nie przeszkodził, bo to psuje realizm. Czasem jednak są to „spontany”, ktoś rzuci jakiś pomysł i tak zostaje, przeważnie akcje odgrywane są po dwa razy – słyszę wyjaśnienie. Jednakże cel zawsze jest ogólnie prosty – wykonać jakieś wymyślone zadanie lub zadania przy jednoczesnym wyeliminowaniu przeciwnika. I trzeba cały czas pamiętać, że każde trafienie kulką wyklucza z dalszej gry, jak na realnym polu walki.

Ostatnio mieliśmy odnaleźć skoczka spadochronowego. Drużyny, których było kilka, mogły walczyć przeciw sobie, a ta, która znalazła skoczka wygrała. Koniec gry skoczek zasygnalizował wystrzeleniem racy. To była jedna z lepszych gier – Paweł wzdycha z sentymentem. W sumie w Ełku w Air Soft bawi się czterdzieści osób – dodaje Kamil – ale nawet jak zbierze się dziesięć osób można rozegrać krótkie scenariusze jak np. ochrona Vipa – sześć, siedem osób ochrania, a reszta „poluje” na Vipa – opowiada. Są w sumie trzy grupy: „ACE”, „Zajechani” oraz  „Sekcja 8”. Nasza liczba zmienia się co sezon, dochodzą nowe osoby, a stare odchodzą z różnych przyczyn. Niestety sporo młodych osób wyjeżdża z miasta za pracą.

Rozdzielamy się – usłyszałem. Ale zaraz, ja nie mam broni – zabrzmiało to jak krzyk rozpaczy. No tak – Paweł był trochę zakłopotany – zapomniałem, weź mój pistolet – na szczęście uzbrojony był lepiej niż myślałem. Rozbiegli się na boki, zostałem sam i za bardzo nie wiedziałem co robić. Oni już nie raz grali razem i pewnie mieli jakąś swoją taktykę, a ja … nawet nie myślałem, że dam się w to wciągnąć. Stałem przez chwilę gapiąc się na stojące obok drzewo. I co dalej? Zostałem sam … a co mi tam, idę!

Długo się nie pobawiłem. Jak tylko wychyliłem się zza drzewa kawałek plastiku uderzył mnie w pierś. Przyznam byłem rozczarowany, widziałem się przez chwilę nawet w roli bohatera, a tak … no nic, następnym razem. Ale misja zakończyła się sukcesem. Uwolnienie zakładnika oraz likwidacja wrogów była niezwykle sprawna i zakończyła się pełnym powodzeniem! I to dzięki mnie … bo byłem „przynętą”, która ujawniła wrogów. Muszę przyznać – skuteczna taktyka.

Jednakże, nie mogłem oprzeć się wrażeniu, obserwując niektórych kumpli Pawła i Kamila, że ta fascynująca i niezwykle realistyczna zabawa w wojnę jest jednak przez niektórych traktowana chyba zbyt poważnie. Przegrana jest jakby ujmą na honorze. To jeszcze nic – Kamil przyniósł mi ciepłej herbaty – widzisz na niektórych strzelankach niektórzy dorośli zachowują się gorzej niż ci co mają dwanaście – trzynaście lat. W życiu byś nie pomyślał, że dorosły może tak się zachowywać. Tacy często porażki biorą niezwykle serio. Kiedyś pamiętam jakiś facet obładowany sprzętem za grube tysiące, któremu chyba wydawało się, że jest królem dżungli, wypada zza pagórka i … dostaje kulkę prosto w klatę. Przechytrzył go dzieciak, który miał 13 lat i najtańszą na rynku broń, a ze sprzętu tylko jakieś stare, kupione z odzysku okulary. Gościu zdziwiony obrzucał młodego bluzgami, pamiętam jak krzyczał, że młody gra za dobrze i na pewno oszukuje, a po czasie doszukiwał się w zasadach czort wie czego … ubaw mieliśmy po pachy, ale prawda jest taka, że takich ludzi, nie mających odpowiedniego dystansu do zabawy, w ogóle nie powinno z nami być. To przecież tylko zabawa. Na szczęście tacy trafiają się rzadko.

Ile trzeba mieć lat, aby korzystać z Air Soft Guns? – pytam przy tej okazji. W Polsce nie ma ograniczeń wiekowych. Teoretycznie bawić się mogą osoby w dowolnym wieku. Czasem jeździ z nami w drużynie czternastolatek, który naprawdę potrafi zaskoczyć pomysłowością, a i samo zachowanie z repliką pod względem bezpieczeństwa też opanował na dobrym poziomie. Nie ma więc reguły, ale lepiej jak osoby młodsze bawią się wyłącznie pod opieką osób dorosłych.

To co tego dnia przeżyłem, to tylko niewielka namiastka zabawy. W Polsce organizowane są dochodzące nawet do kilkuset (a i kilku tysięcy) uczestników manewry i zloty pasjonatów. Są to spotkania ludzi o tej samej pasji, na których rozgrywane są liczne scenariusze o charakterze militarnym. Liczy się dobra i kulturalna zabawa. Mimo że Air Soft przybiera różne formy – dla jednych jest to zwykła zabawa połączona z pasją, dla drugich element szkolenia w działalności paramilitarnej – to na polu walki airsoftowej spotykają się i sprawdzają swoje umiejętności przedstawiciele zarówno pierwszych jak i drugich.

Air Soft cechuje uniwersalność, jest to doskonała zabawa dla każdego bez względu na wiek, płeć, czy pozycję społeczną. Dlatego gorąco polecam ją każdemu.