Wywiad z Hanną Szelążek

Prawie cztery lata temu Pani mąż został wiceprezydentem Ełku. Czy to była łatwa decyzja? Mąż konsultował ją z Panią?

Jasne, że rozmawialiśmy. Takie decyzje  nie są łatwe, ale bywają „kuszące”. Umożliwiają realizację pewnych wizji i zadań. Włodek to typ człowieka aktywnego, lubiącego nowe wyzwania. Pracowity, a tym samym „zarażający” pracowitością innych. Jako ełczanka byłam przekonana, że  Ełk na tym wygra. Dziś wiem, że się nie pomyliłam.

Czy w momencie, kiedy Włodzimierz Szelążek został wiceprezydentem miasta coś zmieniło się w waszym życiu? Czy Włodzimierz Szelążek zmienił się jako mąż, ojciec, gospodarz domu?

Uważam, że bycie wiceprezydentem, czy prezydentem miasta to normalna praca, a dla Włodka to kolejny etap w życiu zawodowym. Wiadomo, że to trochę zmieniło nasze życie. Generalnie pozostał tym samym Włodkiem, mężem i ojcem, ale miał mniej czasu dla nas. Dzieci, nie odczuły tego, bo w tym czasie wyfrunęły już, jak to się mówi z gniazda i z pewnej odległości uczestniczyły już w naszym co dziennym życiu. Ja miałam gorzej. Gdy mąż otrzymał nominację na wiceprezydenta miałam własną firmę. Włodek zawsze pomagał mi w jej prowadzeniu. Jego nowa praca skutkowała tym, że musiałam zatrudnić nowego pracownika … Ogólnie brakowało mi pomocy Włodka, ale takiej w sensie fizycznym i czasowym, natomiast dalej cały czas wspieraliśmy się wzajemnie.

Jednak w końcu zamknęła Pani firmę ?

Tak, ale nie z powodu zajęcia mojego męża. Po 30 latach pracy w zawodzie i 20 latach w „biznesie” stwierdziłam, że muszę odpocząć. Moja dotychczasowa praca pochłaniała mnie całkowicie – 16 godzin na dobę – czułam, że praca moja nie jest już efektywna i to nie jest już moja praca…

Praca wiceprezydenta to z pewnością ciężkie zajęcie. Mąż długo przebywa w pracy?

Różnie. Były spokojne okresy, ale i bywały gorące dni. Wysypisko, rozszerzenie granic, obwodnica, terminy, projekty – to wymagało częstych  podróży  do Olsztyna i Warszawy i dużego zaangażowania. Nie przeszkadzało mi to, a błysk w oku, radość i satysfakcja mojego męża, że się mu udało, udzielała mi się bardzo. Bądź, co bądź jak już wcześniej wspomniałam  jestem ełczanką i gorąco kibicowałam pewnym przedsięwzięciom.

Podobno po wyborach w 2006 roku Włodzimierz Szelążek był jednym z kandydatów na Starostę, ale „ustąpił miejsca” Krzysztofowi Piłatowi …

Byłam pewna że tak postąpi. Włodek zawsze postępuje tak, aby wewnętrznie czuć się dobrze. Jest pod tym względem przewidywalny. Pamiętam dobrze tę noc wyborczą, nad tą decyzją mąż nawet się przez chwilę nie zastanawiał. Krzysztof Piłat mimo iż nie został prezydentem miał przecież bardzo duże poparcie wśród ełczan. Doszedł do drugiej tury. Po za tym Włodek uważał, że skoro PO wybrało kandydata na prezydenta – Krzyśka – to wybrało najlepszego. Jeśli był dobrym kandydatem PO na prezydenta to znaczy, że jest dobry i na starostę. Niektórym to się nie podobało. Myślę, że było nie zrozumiałe. Było inne od pewnej zasady – przegrał to aut …

Niektórzy mówią, że przewidywalność nie jest najlepszą cechą polityka …

Istotnie, przewidywalność jest złą cechą w polityce, ułatwia życie politycznej konkurencji – ale jedynie w przypadku polityka, który się boi. Najczęściej straty stanowiska, pozycji. Włodek nie należy do takich ludzi, wie że w każdej sytuacji sobie poradzi. Nie jest chory na politykę, a więc trochę jest – nie przewidywalny…

Czy w momencie, gdy został wybrany kandydatem na prezydenta w obecnych wyborach, nie bał się pogorszenia atmosfery w pracy?

Przed ogłoszeniem decyzji o kandydowaniu w tegorocznych prawyborach w PO, obaj panowie – mam tu na myśli obecnego prezydenta – spotkali się. Włodek uważał, że powinien osobiście o tej decyzji powiedzieć. Nie chciał aby wiadomość o tym dotarła do „szefa” poprzez prasę, czy osoby trzecie. Takie rzeczy trzeba szczerze wyjaśniać w bezpośredniej rozmowie. Myślę, że obaj traktują to jako zwykłą, normalną rywalizację dwóch ełckich ugrupowań i ich liderów. Tomek jest inny, Włodek inny. Ełczanie mają wybór …

A w domu? Nie było z tego powodu jakiegoś konfliktu?

Nie. Włodek przyszedł przed prawyborami do mnie i zapytał co o tym sądzę, czy warto? Dla mnie jasne było, że jest najlepszym kandydatem na prezydenta  i ma moje wsparcie. Choć wiem, że kampania wyborcza to walka. Często nie zupełnie czysta. Powiedziałam do męża, co ci szkodzi, zawsze będziesz mógł zrezygnować jak uznasz, że w PO jest inny lepszy kandydat. Miałam na myśli wcześniejsze prognozy, że do prawyborów w PO zgłosi się z 6 kandydatów. Jak było wiesz?

Czy w ciągu ostatnich czterech lat zdarzyło się Pani pełnić funkcje reprezentacyjne?

Masz na myśli pierwsza, druga, trzecia dama … (śmiech). No czasami tak, staram godnie reprezentować … się. Jak wspomniałam wcześniej, dla mnie funkcja mojego męża to normalna praca. Czasem w pracy jak to w pracy bywają i uroczystości. Jestem wtedy zapraszana jako osoba towarzysząca i taką rolę pełnię. Jest to taka sama rola, gdy Włodek był pracownikiem FSO, nauczycielem, czy dyrektorem szkoły i nic się nie zmieniło w mojej roli, gdy został wiceprezydentem. Jestem żoną Włodka – osobą towarzyszącą.

Ile lat jesteście małżeństwem?

Zaraz będzie 30 lat.

To należy wam się medal … takie pary w dzisiejszych czasach to coraz częściej rzadkość.

Znamy się dłużej.

Jak się poznaliście?

Na dyskotece. To był stary klub spółdzielni „Świt”. Mój kolega puszczał tam muzykę. Włodka wcześniej nie znałam – moje koleżanki jak najbardziej. Poprosił mnie do tańca … i tak tańczymy do dziś. Włodek był wówczas po studniówce, ja w drugiej klasie liceum.

Myślę, że to ja ściągnęłam go z powrotem do Ełku. Studiował na politechnice w Warszawie. Może właśnie dlatego tak lubimy Warszawę. Nasze dzieci od najmłodszych lat na wakacje jeździły do Warszawy i studia wybrały też w tym mieście. Ja czasami śmieję się, że na emeryturze też tam zamieszkam. Choć 30 lat temu nie wyobrażałam sobie, że mogę mieszkać gdzieś indziej niż w Ełku.

Wyjeżdżającym mówiłam, co będzie z tym miastem jak najlepsi jego mieszkańcy wyjadą, ktoś musi zostać … .

Czym się Pani aktualnie zajmuje?

Zawodowo, na razie niczym. To kolejny etap w moim życiu. Obecnie mój dzień przebiega na myśleniu: co zrobić z tak pięknie rozpoczętym dniem (śmiech) to dla ciebie, a to dla prasy: buduję gniazdo, gdy mój mąż zdobywa szczyty … Mam wreszcie czas dla siebie i dzieci. Myślę o zapisaniu się do różnych szkółek  … częściej jeżdżę do dzieci. Mam różne pomysły na życie, ale z tym postanowiłam poczekać do grudnia, to po wyborach zdecyduję(MY) co dalej.

Patrząc na Panią widzę ciepłą, roześmianą osobę, która ma dużo energii w sobie …

To miłe co Pani mówi. Trochę mnie „wiek” już hamuje – podobno są rzeczy, których mi już nie wypada i takie tam inne brednie. Wymyślone myślę przez młodych? Byłam też młoda i wiem, że gdy się ma 20- 30 lat to się wydaje że 50 to już wieczność. A tak nie jest. Życie zaczyna się po 50, a po drugiej będzie jeszcze ciekawsze.

Moi rodzice, teściowie to aktywni 80-latkowie, więc myślę sobie, że do osiemdziesiątki zostało mi jeszcze 30 lat, a to tyle ile dotychczas pracowałam zawodowo, więc mogę zacząć jeszcze wszystko od początku. Jak już wspomniałam pomysłów mam dużo, ale na razie cicho sza …

Pani marzenie?

Ostatnio – zbudować dom. Nie było to moim marzeniem wcześniej, bo uważałam, że dom to tylko duży kłopot, no i może nie miałam na to czasu. Lubię swój strych … Jednak, gdy moja córka Karolina przyjechała do Ełku na wakacje zauważyłam, że ona tak naprawdę nie ma gdzie tych wakacji spędzać. Zazwyczaj jeździła na przeludnioną plażę na Szeligach. Pomyślałam wówczas – muszę postawić domek nad jeziorem. Będzie on takim „wabikiem” na wakacje. Dzieci, może kiedyś wnuki, będą przyjeżdżały na Mazury- do domku, do siebie …

W jakim wieku są dzieci?

Są już dorosłe. Kacper ma 26 lat. Po skończeniu politechniki warszawskiej zajął się teraz kierunkiem artystycznym. Karolina obroniła się w czerwcu, jest mgr inż., jak tata. Tylko ona  skończyła ochronę środowiska. Rozpoczęła pracę w Warszawie. Mówi, że kiedyś wróci do Ełku …

Chciałaby Pani mieszkać w większym mieście?

Jak wspomniałam wcześniej, na emeryturze tak. Chciałabym być aktywną osobą, a duże miasta dają taką możliwość. Tylko, że Ełk przez 30 lat też zrobił się „dużym miastem”. Nie jesteśmy już tzw. „zaściankiem”. Wiele się dzieje. Jeżdżąc do Warszawy przez wiele razy wybierałam się na „Klimakterium i już”,  a tu niespodzianka spektakl przyjechał do Ełku. Kiedyś mówiłam, że aby pojeździć ścieżkami rowerowymi muszę jechać do Warszawy. Dziś jest piękna promenada. Dlatego może warto „walczyć” o dalszy rozwój naszego miasta. Choć inni twierdzą, że straci swój turystyczny urok. Myślę, że nie straci, bo ma piękne walory dookoła, a gdy pogody nie ma -trzeba mieć alternatywę. Tak więc teraz sobie myślę, że Ełk jest pięknym miastem, pięknym miastem na emeryturę i nie tylko.

Jak najczęściej się Pani relaksuje? Jakie są wasze wspólne ulubione zajęcia?

Jednej metody nie ma. Każdego dnia coś innego w zależności od okoliczności. Czasem mamy ochotę pojechać na działkę, czasami idziemy na basen, kręgle albo do ludzi, knajpki, kawiarni. Czasem po prostu gazeta, TVN, dobry film. No oczywiście transmisje meczu, sport – ale to konik mojego męża.

A uprawiacie sport?

Ja nie. Sport to ciężka droga do sukcesu i trzeba mieć silny charakter.  U mnie cały sport ogranicza się do tzw. roweru z koszyczkiem, bardziej dla relaksu. Nigdy sportu wyczynowego nie uprawiałam. Włodek tak. Ja gram w tenisa stołowego, jeżdżę rowerem, pływam, ostatnio spróbowałam włożyć narty – to wszystko dla zabawy, dla przyjemności. W pływaniu dorobiłam się własnego mazurskiego stylu (śmiech) i w narciarstwie też – ale to właśnie jest fajne.

Jestem typem człowieka, którego do wysiłku fizycznego trzeba „zmusić” pokazać cel np. Działka, remont domu   zadania twórcze – wtedy jedynie czuję przyjemność z bólu kości …

A jaka jest ulubiona potrawa Pana Włodzimierza?

Ogórkowa teściowej … tak właściwie smakuje mu wszystko co mu ugotuję.

Idealny mąż, czy idealna żona?

Kiedyś Włodek powiedział, że przy innej żonie byłby innym człowiekiem. Mogę powiedzieć i ja to samo, przy innym mężu byłabym inną kobietą. Wychowaliśmy się nawzajem przez te 30 lat. Było różnie, mamy różne charaktery. Bywało, że trzaskałam drzwiami i wychodziłam. Wracałam szybko, bo już za progiem wiedziałam, że szkoda czasu na kłótnie, on uważał tak samo. Mamy taką zasadę –  najważniejsze w życiu to zdrowie i miłość. Pieniądze mogą być, może ich nie być. Mając siebie i zdrowe ręce poradzimy sobie. Umiemy powiedzieć sobie przepraszam i umiemy rozmawiać. Nie rywalizujemy ze sobą a wzajemnie sobie pomagamy. Jak prowadziłam biznes to mąż zajmował się dziećmi  – ale to normalne. Tacy byli też moi rodzice i rodzice Włodka. Nasze małżeństwo jest typowym małżeństwem partnerskim. Panuje  tolerancja i szacunek dla drugiego człowieka – jak to u „liberałów”.

Nasze  życie to medialna nudna, a ja z tego powodu jestem szczęśliwa i niech tak już zostanie …

Nie myślała Pani o polityce?

Cały czas jestem polityczną „gospodynią domową”. Ciągle bym chciała naprawiać świat, ale moje poglądy póki co są nie popularne i nie medialne. Za mało we mnie dyplomacji. Zawsze mówię co myślę. Jestem zwolenniczką takich myśli jak: „To mamy za darmo, co zrobimy sami” i „Jak się pościelisz, tak się wyśpisz”,  a te zasady w dzisiejszych czasach oddalają się co raz bardziej. A po za tym dwóch polityków  „zawodowych” w jednym domu, to o jednego za dużo.

Kobiety w polityce? Jasne, że są potrzebne. I dobrze się dzieje, że inne kobiety coraz częściej garną się do takiej działalności. Dzięki temu może ełcka polityka i nie tylko – będzie lepsza. Tylko musicie „pozbyć” się męskich szowinistów (uśmiech), albo przestać przejmować się ich gadaniem. Powodzenia i odwagi.

Rozmawiała Patrycja Łapińska

1 thought on “Wywiad z Hanną Szelążek

Comments are closed.