Kilka słów po żałobie

   Śmierć prezydenta RP i wielu oficjeli spowodowała w Polsce prawdziwą manifestację patriotyzmu, solidarności i przywiązania do wspólnoty narodowej. Podobnie jak 5 lat temu ludzie w spontanicznym odruchu, bez żadnych liderów, żadnych sygnałów w sposób masowy i piękny wyrazili żal z powodu śmierci. Pojawiły się tłumy opłakujące prezydencką parę stojące w kolejce przed Pałacem Prezydenckim, ulice „zalało” morze zniczy, wszędzie łopotały flagi spowite kirem.

 

   Po raz kolejny wydawałoby się, że taka jedność narodowa będzie naturalnym i niezmiennym zjawiskiem. Że już na stałe znikną zajadłe spory oparte na hakach i nienawiści, a pozostaną jedynie różnice wynikające z normalnej różnicy poglądów, charakterystyczne dla każdej rozwiniętej demokracji. Niestety według mnie wszystko wraca do punktu wyjścia.

 

   Pojawiają się powoli coraz silniejsze głosy, z którymi się nie zgadzam, że Lech Kaczyński, mimo całego współczucia i żalu z powodu jego śmierci nie zasługuje na sposób w jaki jest aktualnie traktowany przez naród polski. Że istotnie był patriotą, ale prezydentem przeciętnym. Trzeba go zatem pochować i żyć dalej bez zbędnej patetyczności. Przecież gdyby nie zginął nie byłby żegnany w taki sposób. Pojawiały się pytania – a co z prezydentem Kaczorowskim? Czy jego zasługi patriotyczne są mniejsze niż zasługi prezydenta Kaczyńskiego? Jednak rodzina pana Kaczorowskiego nie przyjęła propozycji kardynała Dziwisza, by ostatniego prezydenta II RP też pochować na Wawelu.

 

   Tak moim zdaniem mówią ludzie, którzy nie rozumieją, że zginął urzędujący prezydent Rzeczpospolitej, ktoś kto nas reprezentuje na świecie, kto był symbolem państwa i jego personifikacją. Hołd oddany Lechowi Kaczyńskiemu to hołd oddany państwu i naprawdę nie ma to znaczenia jakim był prezydentem i jaką partię reprezentował. Ponadto powinniśmy Lecha Kaczyńskiego oceniać jako człowieka, a nie jako polityka. Jako człowiek zasłużył na okazywany mu szacunek.

 

   Z drugiej jednak strony tworzenie mitu wokół jego prezydentury – wręcz jak to ktoś napisał – narodowej beatyfikacji państwa Kaczyńskich – służy jedynie pojawianiu się kolejnych konfliktów, które tylko czekać wybuchną z wielką intensywnością. Tworzenie na siłę takiej legendy opartej na bohaterstwie pamięci narodowej, śmierci na posterunku – w otoczeniu generalicji, polityków, dwa kroki od mogił pomordowanych rodaków czyli w miejscu świętym dla narodu polskiego, nie spowoduje niczego dobrego. Zamiast jedności, doprowadziło do tego, że przed końcem żałoby doszło do jeszcze głębszego podziału. Wystarczy poczytać komentarze internautów, by przekonać się jak wielka fala nienawiści stamtąd chlusnęła.

 

   Nie inaczej zachowują się zwolennicy takiego mitu. Już w relacjach telewizyjnych pokazywanych jeszcze przed pogrzebem przez TVP słuchać gdzieś w tle – oczywiście przypadkowo – agresywne nawoływanie do nie głosowania na innych kandydatów niż kandydat PiS – bo oni nie będą kontynuować polityki zmarłego prezydenta. Obawiam się, że dotychczasowy sztucznie tworzony podział na Polskę liberalną i socjalną zastąpić może podział na „prawdziwych patriotów” i tych co nimi nie są, bo na pewne kwestie będą mieć inne zdanie.

   

   Już w czasie trwania żałoby pojawiły się też pełne nienawiści głosy odbierające prawo do smutku i żalu osobom, które wcześniej krytykowały Lecha Kaczyńskiego. Moim zdaniem politycy wykazali niebywałą klasę. Lech Wałęsa publicznie powiedział, że wybacza i prosi Boga o wybaczenie, Radosław Sikorski dziękuje opatrzności za to, że jeszcze za życia zdążył za swoje słowa przeprosić prezydenta. Nikt z dotychczasowych oponentów politycznych się nie narzuca, nikt nie afiszuje, a mimo to są ludzie, którzy by ich zlinczowali, bo przecież gdy Lech Kaczyński żył, to pozwolili sobie jego krytykować. Czy na tym polega solidarność narodowa? Czy na tym polega okazywanie narodowego patriotyzmu? 

 

   Nie wytrzymał także Tadeusz Rydzyk, który w swoim stylu mówił o jakichś manipulacjach związanych z uroczystościami żałobnym i coś o ludziach którzy z zimną krwią przejmują władzę w pałacu prezydenckim. Potem tłumaczył, że jego słowa z przeszłości na temat Marii Kaczyńskiej, które wypowiedział, to była próba skłócenia go z parą prezydencką. Nie będę tego komentował.

 

   Przy okazji napiszę, że nie podoba mi się też to, że najgłośniej do pojednania i zgody po tej tragedii nawoływali ci, którzy w polityce, także tej lokalnej „mieszali” najbardziej. Którzy za wszelka cenę realizowali i jestem przekonany dalej będą realizować jedynie własne ambicje. W tym krzyku o pojednanie nie ma ani krztyny pokory do własnych poczynań i słów z przeszłości. Ten krzyk nie zawiera w sobie ani grama szczerości.

 

   Decyzja pochówku na Wawelu jest decyzją polityczną. Można śmiało stwierdzić, iż kampania wyborcza wystartowała pod Wawelem i nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Podejmujący decyzję o miejscu spoczynku pary prezydenckiej musieli zdawać sobie sprawę jakie kontrowersje ona wywoła. Najwyraźniej jest ona nastawiona na przyszłe korzyści polityczne i dlatego jest to bardzo smutne. Obym się mylił. Skoro jednak decyzja o pochowaniu prezydenta na Wawelu już zapadła i uroczystości pogrzebowe są zakończone to dajmy temu spokój. Traktujmy ten grób jak miejsce poświęcone nie tylko patriotycznie nastawionemu prezydentowi, ale także wszystkim ofiarom, z różnych środowisk politycznych i społecznych, o różnych poglądach i wieku. Przekrój ofiar tej tragedii moim zdaniem jest bardzo symboliczny. Niech to będzie grób pamięci i pojednania narodowego. Przynajmniej spróbujmy.

 

   Mam tylko nadzieję, że ludzie, którzy będą chcieli wykorzystywać tę tragedię do własnych politycznych celów stracą na tym. Polacy nie lubią żerowania na narodowej traumie i szybko podczas wyborów ukarzą tych wszystkich, którzy będą próbować tego dokonać.

 

      Budujące i wzruszające są za to reakcje świata. Świat obserwując tragedię dostrzegł przy okazji inną, tę sprzed 70 laty, Katyń, który do tej pory chyba w świadomości międzynarodowej zupełnie nie istniał. Podobnie jak niektórym komentatorom, także i mi nie podoba się określenie „drugi Katyń”. To była po prostu katastrofa pod Smoleńskiem. Stwierdzenie „drugi Katyń” sugeruje, że ponownie odpowiedzialni za to są Rosjanie, a tak nie jest. Jestem pod wrażeniem jak strona rosyjska zachowała się po tej tragedii. Moim zdaniem nie był to „dyplomatyczny smutek”, a prawdziwy żali i solidarność z polskim narodem. Oby polskie władze nie zmarnowały tej szansy na zbliżenie obu tak naprawdę bliskich sobie narodów.